Let's be a woman - ShinyBox maj 2014

Na początku pragnę Was serdecznie przeprosić za moją nieobecność tutaj i na Waszych blogach, ale zdarzył mi się mały wypadek. Złamałam nogę i ogarnęła mnie taka niemoc, że po prostu nie potrafiłam zebrać się w kupę i skleić niczego sensownego, nie wspomnę już o robieniu zdjęć... Zauważyłam, że kilku obserwatorów uciekło podczas mojej absencji, co wcale nie dodaje mi motywacji, ale obiecuję poprawę i postaram się regularnie dodawać posty. Mam nadzieję, że mi wybaczycie ;)


Dziś recenzja kolejnego, ambasadorskiego pudełka ShinyBox, które skradło moje serce nie tylko ze względu na piękny design (z miesiąca na miesiąc pudełka są coraz ładniejsze!), ale przede wszystkim ze względu na zawartość, która mimo, że spotkała się z dezaprobatą wielu zamawiających, mnie wyjątkowo przypadła do gustu. 


So.. Let's be a woman - zajrzyjmy do środka!


1. CLARENA, Silver Foot Cream - miniatura, 30zł/100ml
Krem ze srebrem regulujący nadpotliwość stóp. Srebro łagodzi podrażnienia i hamuje rozwój drobnoustrojów, a ekstrakty roślinneregulują nadmierną aktywność gruczołów potowych. 

Markę Clarena poznałam dzięki pudełku z zeszłego miesiąca. Krem do twarzy pachniał pięknie, ale nie spodziewałam się równie pięknej woni w kremie do stóp! Jestem łasa na ładnie pachnące specyfiki, więc mazidło do stóp od razu poszło w ruch. Miałam porównanie, bo ze względu na złamanie stosowałam go tylko na jedną stopę (tak, wiem, jestem nienormalna). I jest różnica :) Silver Foot Cream dobrze nawilża skórę, pozostawia na niej ładny zapach i rzeczywiście trochę zmniejsza nadpotliwość. Przyda się, szczególnie na zbliżające się upały.


2. CLARENA, Sensual Hand Cream - miniatura, 25zł/100ml
Nawilżający, sensualny krem do rąk. Idealny do pielęgnacji przesuszonej skóry dłoni. Krem zredukuje szorstkość skóry, złagodzi podrażnienia i zapewni długotrwałe nawilżenie.

Kolejny hit! Trochę drogi, jak na krem do rąk, ale błyskawicznie się wchłania i koi przesuszoną, szorstką skórę. Dłonie są gładkie, miękkie, nawilżone i pachnące. Używałam go zazwyczaj na noc, a rano dłonie wyglądały zdecydowanie lepiej.


3. Schwarzkopf Professional, Moisture Kick Beauty Balm - miniatura, 62zł/150ml
Beauty balsam z nową technologią Cell Perfector i pochodną kwasu hialuronowego dla intensywnego nawilżenia i ochrony włosów podczas suszenia. Zapewnia włosom nadzwyczajny połysk.

Używałam jakiś czas temu dwufazowej odżywki z serii BC Bonacure i świetnie wpłynęła na moje włosy. Spodziewałam się chociaż w połowie tak dobrego działania po tym balsamie, ale niestety, troszkę się rozczarowałam. Po pierwszych kilku użyciach zauważyłam, że końcówki strasznie się puszą. Myślałam, że po prostu nałożyłam za dużo produktu na włosy, ale przy mniejszych ilościach było tak samo.. Plusem może być fakt, że widać obiecany błysk, a przyjemny zapach jest długo wyczuwalny.


4. L'OCCITANE, Woda toaletowa wanilia & narcyz - miniatura, 230zł/70ml
Woda toaletowa o zniewalającym, kwiatowym aromacie. Jej zapach ewoluuje w kierunku bogatej i zniewalającej wanilii, która doskonale współgra z pikanterią dzikich i nieokiełznanych nut narcyza.

O mmmmamo, jak to pachnie! Jestem wielbicielką słodkich, kwiatowych zapachów, a ten właśnie taki jest. Ideał <3 Intensywny, słodki, kobiecy, długo utrzymuje się na skórze - niczego więcej mi nie potrzeba. Szkoda, że cena jest tak wysoka, bo nie zastanawiałabym się nad zakupem pełnowartościowego opakowania, gdyby kosztowało chociaż o połowę mniej. 


5. DERMEDIC, Płyn micelarny H20 - miniatura, 14zł/200ml
Dermokosmetyki Dermedic z serii Hydrain3 Hialuro to kompletna terapia nawilżająca do stosowania w pielęgnacji nawadniającej skóry odwodnionej bądź suchej, każdego typu.

Jeden z lepszych płynów micelarnych, jakich było mi dane używać. Pisałam już o nim na blogu, dla zainteresowanych link TUTAJ. Doskonale radzi sobie z usuwaniem makijażu wodoodpornego, nie szczypie w oczy, nie zostawia tłustego filmu, ładnie pachnie i nawilża skórę. Wadą może być jedynie intensywny, apteczny zapach, który nie każdemu może przypaść do gustu.


6. REXONA, Antyperspirant Max Protection, 25 zł/szt
Antyperspirant w sztyfcie, który zapewni Ci poczucie świeżości i komfortu przez cały dzień, niezależnie od sytuacji. Innowacyjna technologia Trisolid zapewnia niezawodną ochronę przed potem. 

Rexona w kwietniu, Rexona w maju, w czerwcu też Rexona? Oby nie. Nie spodziewałam się po tym produkcie zbyt wiele, ot, zwykły antyperspirant, który ma zapobiegać mokrym plamom pod pachami. Ale, ale.. Nie jest jednak taki zwykły :P Stosuje się go na noc, podobnie jak apteczne preparaty zapobiegające nadmiernemu poceniu się. I w tej roli się sprawdza. Aplikację można powtórzyć rano, ale ja tego nie potrzebowałam. Nie nakładajcie go tylko zbyt dużo, bo może zostawiać białe ślady na ubraniach. 


7. Balmi, Balsam do ust w kostce - gratis dla subskrybentek

Kolejny hit, który odkryłam dzięki ekipie ShinyBox :) Pięknie pachnie, jest mięciutki, sunie po ustach jak masełko i szybko likwiduje suche skórki. Popękanym ustom w mig przynosi ulgę, a dodatkowo chroni przed słońcem, bo zawiera filtr SPF15. Jest mały, poręczny, można przyczepić go do kluczy - coś dla gadżeciar takich jak ja! 


A teraz ogłoszenia parafialne. ShinyBox w czerwcu obchodzi swoje 2 urodziny i z tej okazji przygotowana została specjalna, jubileuszowa edycja pudełka, z niesamowitymi niespodziankami. Dla moich czytelniczek mam specjalną ofertę: po wpisaniu kodu KSEKRETY20 otrzymacie rabat w wysokości 20% na zakup najnowszego pudełka. 


Kliknięcie w powyższy obrazek przekieruje Was na stronę, na której można zamówić urodzinowe pudełko.


Dobry podkład za 10 zł? Ingrid Matt HD.

Odpowiedź na pytanie zawarte w tytule brzmi oczywiście: tak. Tani i dobry podkład istnieje. Ba, istnieją ich setki! Ale każda skóra ma inne wymagania i każdej z nas pasuje coś innego. Jedne wolą drogie podkłady, drugie sięgają po te najtańsze. Nie zawsze jednak cena idzie w parze z jakością, o czym niejednokrotnie przekonałam się na własnej skórze. Jestem jednak zwolenniczką próbowania polskich kosmetyków - a nuż znajdziemy wśród nich perełkę? Coś, co stanie się naszym ulubieńcem?


Taką właśnie polską, rodzimą marką kosmetyczną jest Ingrid. Wcześniej nie zwracałam uwagi na te kosmetyki, sama nie wiem dlaczego. Aż kiedyś, gdzieś, ktoś coś i.. przeczytałam, że podkład Matt High Definition to polski, tańszy odpowiednik Revlona Colorstay. A że CS jest chyba najlepszym podkładem, jakiego do tej pory używałam, zapragnęłam mieć jego polską kopię. Nie było trudno go znaleźć, bo kosmetyki Ingrid są w większości drogerii. Zapłaciłam za niego ok. 10 zł.


Info od producenta: "Profesjonalny MATUJĄCY podkład, maskujący niedoskonałości cery. Dzięki idealnie dobranej kompozycji składników aktywnych zapewnia skórze nieskazitelny wygląd z matowym wykończeniem przez wiele godzin. Ekstrakt z zielonej herbaty działa antybakteryjnie, antyoksydacyjnie i ujędrniająco oraz reguluje wydzielanie sebum. Allantoina posiada właściwości przeciwzapalne, przyspiesza regenerację skóry oraz łagodzi podrażnienia. Lekka formuła podkładu doskonale dostosowuje się do skóry, łatwo i równomiernie rozprowadza się oraz zapewnia jej świeży i zdrowy wygląd."


Samo opakowanie podkładu jest bardzo ładne. Nie można spodziewać się cudów, ale tubka cieszy oko i jest praktyczna. Z tyłu wszystkie niezbędne informacje, włącznie ze składem przeładowanym silikonami i parabenami (sic!). No, ale ok, przejdźmy do samego podkładu. Jest dość gęsty i szybko zasycha, co lekko utrudnia jego aplikację. Najlepiej robić to pędzlem, wtedy wszystko dokładnie rozprowadzimy i unikniemy smug. Zapach jest przyjemny, ale niewyczuwalny po nałożeniu. 


Matt HD jest mocno napigmentowany, dzięki czemu zapewnia niemal 100% krycie. Uwierzcie mi, mam co zakrywać, a ten podkład poradził sobie nawet z bardzo widocznymi niedoskonałościami. Szybko zasycha, nie ściera się i na długo matuje twarz. Nie jest to efekt płaskiego matu, raczej matu z lekkim, satynowym rozświetleniem. Nie wymaga dodatkowego utrwalenia pudrem. Mimo nieciekawego składu nie zapchał mnie, a sprawiał wrażenie dość ciężkiego podkładu. Wydawałoby się, że jest to kosmetyk idealny, prawda? 


A jednak taki nie jest, z bardzo prostego powodu. Strasznie ciemnieje na twarzy... O ile rozsmarowany na dłoni wygląda ok, jest beżowy i w miarę jasny, to po kilku minutach zamienia się w coś pomarańczowo-brązowego. Zaznaczę, że mam jeden z najjaśniejszych odcieni, moja cera wcale nie jest porcelanowa, a przypuszczam, że nawet na lato będzie za ciemny :( Szkoda, bo jeżeli chodzi o właściwości, sprawdza się świetnie. Polskie firmy kosmetyczne powinny pomyśleć o zdecydowanie jaśniejszej gamie odcieni podkładów, bo jest to problemem nie tylko w przypadku kosmetyków Ingrid. 




Legenda w nowej wersji - Effaclar DUO [+]

Chyba nie ma blogerki, która nie słyszałaby o wspaniałym kremie produkowanym przez La Roche-Posay , czyli Effaclar Duo. Można śmiało powiedzieć, że jest to tzw. KWC, bo doczekał się już tylu recenzji, że moja pewnie nie wniosłaby nic nowego, gdyby nie pewien dość ważny fakt. Zmieniła się zarówno formuła kremu, nazwa, jak i jego cena. Za Effaclar Duo+ z nową, wzmocnioną formułą, zapłacimy ok. 60 zł (dostępny w większości aptek).


Krem jest przeznaczony do skóry trądzikowej, z niedoskonałościami. Redukuje uporczywe niedoskonałości, odblokowuje zatkane pory, a także koryguje i zwalcza powstawanie przebarwień potrądzikowych. Ma nową konsystencję - wcześniej typowy półprzezroczysty żel, teraz przypomina biały krem - żel. W składzie ma kwas linolowy, LHA, piroktonian olaminy, a także słynną wodę termalną. Opakowanie to wygodna, niewielka tubka, dodatkowo zapakowana w kartonik, wyposażona w świetny aplikator, umożliwiający higieniczne nakładanie kremu na twarz.


Jak wiecie, wcześniej traktowałam moją cerę kwasem azelainowym, a dokładniej kremem Acne-Derm. Krem się skończył, a problem pozostał. Zatkane pory, zaskórniki, wyskakujące co jakiś czas pryszcze i przede wszystkim masa przebarwień. Będąc w aptece, zapytałam o Effaclar i dowiedziałam się, że jest dostępna tylko ta nowa wersja. Pomyślałam "zaryzykuję". Kremu używałam dwa razy dziennie, po uprzednim oczyszczeniu twarzy - rano, pod makijaż i wieczorem, przed snem (trochę grubsza warstwa). Po 3 miesiącach zostało mi jeszcze niecałe pół tubki, więc wydajność na plus.


Na początku się nie polubiliśmy. Producent obiecuje pierwsze widoczne efekty już po 24 godzinach - owszem efekty są, ale niezbyt fajne. Skóra była mocno przesuszona i napięta. Dodatkowo, przy nakładaniu czułam lekkie pieczenie, które ustępowało po kilkunastu minutach. Potem było trochę lepiej. Aplikacja bardziej przyjemna, skóra jakby bardziej gładka, a pory zmniejszone. Po ok. tygodniu pojawił się wysyp "nieprzyjaciół", ale nie byłam tym zdziwiona. To znak, że cera się oczyszcza. Wcześniej najbardziej problematyczne były broda i okolice żuchwy (zmiany typowo hormonalne), a po rozpoczęciu kuracji z Effaclarem Duo+, niedoskonałości zaczęły pojawiać się również na polikach i czole.



Przesuszenie twarzy zaczęło być mocno kłopotliwe, więc wspomagałam się dobrymi kremami nawilżającymi. Po ok. miesiącu stan cery uległ znacznej poprawie - skóra wygładziła się, niedoskonałości pojawiały się coraz rzadziej, przebarwienia widocznie się rozjaśniły. Ucieszyłam się, więc nadal, uporczywie wsmarowywałam Effaclar rano i wieczorem. Niestety, chyba moja skóra się do niego przyzwyczaiła, bo potem wróciła do stanu pierwotnego. Dużo niedoskonałości, podskórnych, bolesnych guzów, zatkane pory i nietknięte przebarwienia. 

Teraz, po 3 miesiącach walki, gdy nie widzę już żadnego jego działania, zrobiłam sobie przerwę. Przez cały maj planuję używać Skin Perfecting 2% BHA od Paula's Choice i dopiero na lato wrócę do Effaclaru. Na dzień dzisiejszy jestem na nie. Może po odstawieniu i kuracji kwasami, gdy moja skóra będzie już trochę podleczona, Effaclar Duo+ przyniesie efekt, który mnie zaskoczy.


AddThis