Lawendowy zawrót głowy - organiczne kosmetyki Bentley Organic

Czas na kolejną porcję recenzji mini kosmetyków z listopadowego ShinyBoxa.

Pudełko dostałam całkowicie za darmo.
Ty też możesz je dostać. Wystarczy, że uzbierasz 100 ShinyStars.
Jeżeli jeszcze się nie zarejestrowałaś, możesz zrobić to, klikając w banner na bocznym pasku, lub TUTAJ. Do zdobycia świątecznego pudełka brakuje mi tylko 10 osób, które zarejestrują się za pomocą mojego reflinka. Pomożecie? :)



Na początek kilka słów o samej firmie Bentley Organic, która jest stosunkowo młoda i mało znana, a ich asortyment naprawdę robi wrażenie. Zainteresowanych zapraszam na stronę bentleyorganic.pl, gdzie znajdziecie więcej informacji.

Firma Bentley Organic powstała w 2006 roku, wchodząc na rynek z  mydłem organicznym. Dzięki odnoszonym sukcesom firma szybko rozszerzyła gamę produktów. Obecnie oferta produktów obejmuje kosmetyki do pielęgnacji ciała i włosów, kosmetyki do pielęgnacji niemowląt oraz unikatową linię ekologicznych środków czystości.
Misją firmy jest produkcja artykułów przyjaznych Ziemi, a jednocześnie przystępnych cenowo dla szerszego grona odbiorców, ceniących ekologiczny styl życia.



BENTLEY ORGANIC - Łagodzące i nawilżające mydełko, 9 zł / 40 g
Bardzo delikatne, przyjazne dla skóry mydełko, zawierające ekstrakty z aloesu, jojoby i lawendy. Zapewnia ukojenie skórze i zmysłom.


Zaczęłam je testować jako pierwsze. Uwielbiam wszelkiego rodzaju pachnące mydła, zrobione z naturalnych składników. Do tej pory miałam takie dwa i z każdego byłam bardzo zadowolona. Również to lawendowe mini cudeńko podbiło moje serce, przede wszystkim zapachem, ale też świetnym działaniem.
Bardzo dobrze się pieni, a co za tym idzie, jest wydajne. 40 g produktu wystarczyło mi na 2 tygodnie, przy codziennym użytkowaniu. Dobrze oczyszcza skórę, lekko nawilża, a jego zapach działa relaksująco. Posiadaczki bardzo suchej skóry zapewne musiałyby użyć jeszcze balsamu, bo nawilżenie byłoby znikome, ale mi taki efekt wystarczył. Mydełko można też kupić w wersji maxi - 150 g w cenie 15 zł.


BENTLEY ORGANIC - Łagodzący i nawilżający żel pod prysznic, 13 zł / 50 ml
Łagodzący żel do ciała marki Bentley Organic to w 80% składniki organiczne. Żel dzięki zawartości lawendy, aloesu i jojoby, posiada działanie kojące i relaksacyjne.

Tutaj niestety się zawiodłam. Zapach w ogóle mi się nie podoba, nie mogę znaleźć w nim nic, co mogłoby mnie przekonać do zakupu pełnowartościowego opakowania. Jest bardzo gęsty, na tyle, że nie mogłam go wydobyć z opakowania. Chciałam go porównać do kisielu, ale to jednak nie to. Po prostu zwarta, gęsta, glutowata maź, która uparcie siedzi w buteleczce i nie chce stamtąd wyjść. Pomijając brzydki zapach i nieciekawą konsystencję, żel sprawdził się zarówno w przypadku mycia skóry, jak i włosów. Nie wysuszył, a delikatnie zmiękczył i nawilżył ciało, włosy odświeżył i nie plątał. Zużyłam, ale z wielkimi oporami, ze względu na zapach.



BENTLEY ORGANIC - Łagodzące mleczko do ciała z lawendą i rumiankiem, 13 zł / 50 ml
Mleczko do ciała wyprodukowane w 90% ze składników z upraw organicznych. Oprócz lawendy o kojącym zapachu i kojącego rumianku, zawiera również aloes, który nawilża i wygładza zmęczoną skórę.

Konsystencja nie przypomina mleczka, a balsam do ciała. Zapach ma piękny, delikatniejszy niż mydło, czuć w nim zarówno lawendę, jak i rumianek. Niestety nie utrzymuje się długo na skórze. Podczas aplikacji kosmetyku, czasami miałam problemy z jego rozprowadzeniem. Zostawiał białe smugi, za nic nie chciał wniknąć w głąb skóry. Musiałam chwilę poczekać, aż całkowicie się wchłonie. Za to efekt nawilżenia, jaki dawał, utrzymywał się cały dzień. Łagodził też wszelkiego rodzaju podrażnienia, głównie te powstałe podczas depilacji. Ciężko wydobyć go z buteleczki, podobnie jak żel.


P.S.
Przypominam, że do 5 grudnia możecie zgłaszać się do mojego KONKURSU.
Do wygrania aż 3 zestawy kosmetyków!


Zakupy + nowa współpraca

Wiem, że zaniedbuję ostatnio bloga, ale mam tyle spraw na głowie, że nie mogę znaleźć wolnej chwili. Niestety, pech w moim przypadku lubi się kumulować...

Ale przejdźmy do rzeczy.
Udało mi się w ostatniej chwili załapać na promocję w Rossmannie, a mianowicie -40% na kolorówkę. Skromnie, ale jest:


L'OREAL Paris, True Match, Podkład idealnie dopasowujący się do koloru skóry, odcień 02 - Vanilla.
Co prawda już miałam w koszyku numerek 01, ale stwierdziłam, że będzie jednak za jasny. Ten ma ciepły odcień i rzeczywiście, dopasowuje się do naturalnego kolorytu skóry.

Wibo, Growing Lashes, tusz pogrubiający, stymulujący wzrost rzęs.
Po pierwszym użyciu mam mieszane uczucia, ale zobaczymy, jak będzie się sprawował dalej. Zebrał wiele pozytywnych opinii wśród blogerek i nie tylko, więc mam nadzieję, że i ja będę z niego zadowolona.


Od dawna polowałam na kolczyki z piórkami - koniecznie białymi. Znalazłam te na zdjęciu wyżej, które może nie są idealnie białe, ale bardzo delikatne i lekkie, więc musiałam je mieć :)


No i czapa, która jest super ciepła i fajnie wygląda na moim rudym łbie :) Zawsze narzekam, że zimno mi w uszy, więc mam nadzieję, że problemy się skończą. Btw, wiecie, że w poniedziałek ma być nawet 13 stopni mrozu? Brr...

A teraz z zupełnie innej beczki - wspomniana w tytule, nowa współpraca.
Co prawda nawiązałam ją już kilka miesięcy temu, ale warto było czekać, bo zawartość paczki jest naprawdę świetna.


Do testów wybrałam sobie:
Marc Anthony - Odżywka rewitalizująca z marokańskim olejkiem arganowym, 250 ml
Kinetics - Matujący top coat One Night Matte, 15 ml
Organix - Odżywka wygładzająca z brazylijską keratyną, 385 ml


A to wszystko dzięki agencji PR Get In Touch i Pani Joli, z którą kontakt to prawdziwa przyjemność :)
Dziękuję za udostępnienie mi produktów do testu i mam nadzieję, że wszystkie przypadną mi do gustu.

Przypominam też, że na stronie rossnet.pl trwa konkurs, w którym do wygrania są właśnie kosmetyki do włosów Marc Anthony. Weźmiecie udział?


KONKURS


Przypominam, że do 5 grudnia możecie zgłaszać się do mojego konkursu, w którym do wygrania są aż trzy zestawy kosmetyków :) Wystarczy kliknąć w zdjęcie powyżej.



Szampon i odżywka L'occitane dla odbudowy włosów

Obie miniaturki pochodzą z listopadowego ShinyBoxa.
Od razu polubiłam tę markę, ze względu na piękne zapachy i naturalne składniki, jakich używają do produkcji kosmetyków. Ale najważniejsze jest ich świetne działanie.


Jak pewnie wiecie, mam fioła na punkcie swoich włosów, więc szampon i odżywka poszły pierwsze do testowania. Używałam ich najczęściej razem. Myłam włosy szamponem, a potem nakładałam na kilka minut odżywkę. Czy pomogły moim włosom?




 L'OCCITANE - Odbudowujący szampon do włosów suchych i zniszczonych,
50 ml, cena regularna - 65 zł / 300 ml

Szampon zawierający kompleks 5 naturalnych, eterycznych olejków (dzięgiel, lawenda, geranium, paczula, ylang-ylang), które pomagają odbudować, wzmocnić, zregenerować i zmiękczyć suche i zniszczone włosy.

Jeżeli chodzi o konsystencję, jest przezroczysty i bardzo gęsty, nigdy nie miałam tak gęstego szamponu. Dobrze się pieni, więc nie trzeba go dużo, aby umyć całe włosy. Radził sobie ze zmywaniem olejów, nie plątał. Pachnie pięknie, zdecydowanie czuć w jego zapachu woń olejku lawendowego i ylang-ylang. Nawet bez odżywki, po samym umyciu włosów tym cudeńkiem, były miękkie i lepiej się układały. Wpłynął na nawilżenie. Suche końcówki przestały się puszyć i wyglądały na zdrowe. Nie mogę stwierdzić, czy wpływa na odbudowę, bo 50 ml to trochę mało, żeby zauważyć takie efekty. Po prostu bardzo fajny szampon, który pozytywnie działa na włosy.



   
L'OCCITANE - Odbudowująca odżywka do włosów suchych i zniszczonych,
50 ml, cena regularna - 65 zł / 250 ml

Odbudowuje, pobudza i regeneruje strukturę włosa. Ułatwia rozczesywanie, zmiękcza i dodaje połysku. Włosy stają się zdrowe i przyjemne w dotyku.

Zapach szamponu był ładny, ale odżywka pachnie po prostu pięknie! Zakochałam się w tym zapachu od pierwszego użycia. Długo utrzymuje się na włosach, więc czasami, siedząc na zajęciach, nie mogę się powstrzymać, żeby nie wziąć małego kosmyka i nie delektować się tą piękną wonią, niczym luksusowym perfumem. Ma fajną konsystencję, dość gęstą, nie spływa z włosów, dobrze się rozprowadza. No a po spłukaniu... włosy lśnią jak niezmącona tafla wody! Są miękkie w dotyku, nawilżone, bardziej elastyczne i nabierają objętości. Żałuję, że odżywka jest taka droga, bo z pewnością sięgnęłabym po nią kolejny raz.


Pudełko Shinyox dostałam całkowicie za darmo.
Ty też możesz je dostać. Wystarczy, że uzbierasz 100 ShinyStars.
Jeżeli jeszcze się nie zarejestrowałaś, możesz zrobić to, klikając w banner na bocznym pasku, lub TUTAJ.



Makijaż: złotko z grafitową kreską

Zobaczyłam ten cień na jakimś blogu i postanowiłam, że muszę go Wam pokazać. Bardzo często używam go nawet do makijażu dziennego, mimo, że jest to "glitter", a ja wolę matowe.


Jest to numerek 102, Backstage, z serii Rimmel Glam'Eyes. Piękne, błyszczące, stare, brudne złoto.


Dobrze napigmentowany, trzyma się na powiece, błyszczące drobinki nie osypują się na twarz.
Połączyłam go z grafitową kredką JOKO, nr 447.



Kredka jest bardzo miękka, łatwo nią namalować kreskę, nie rozmazuje się, jest trwała.
Posiada końcówkę do rozcierania.


Zdaję sobie sprawę z tego, że takie połączenie kolorów nie jest odpowiednie, dużo lepiej złoto wyglądałoby z czarną kreską, ale kto powiedział, że trzeba trzymać się ściśle określonych zasad?


Tak wygląda goła kreska - zdjęcie po lewo, a po prawo już z Backstage'm.
Jak Wam się podoba? Używałyście cieni z serii Glam'Eyes?

P.S.
Mam jeszcze jeden cień z tej serii, w innym kolorze, nieużywany.
Dorzucę go do jednej z nagród dla Was :)


Czekolada i mięta - połączenie idealne?

Pamiętacie, jak pokazywałam Wam paczuszkę od BingoSpa?
Dwa kosmetyki zostały już zrecenzowane na blogu. Balsamu palmowego do dłoni używam praktycznie bez przerwy, a kąpiel dla skórek i paznokci staram się robić regularnie.


Trzecim kosmetykiem, jakim dostałam do testu, było czekoladowo-miętowe serum do pielęgnacji ciała. Gdy dostałam listę, z której miałyśmy wybrać 2 pozycje, od razu chciałam je mieć. Marzyłam o słodkiej woni czekolady, złamanej ostrością mięty. Jak to się ma do rzeczywistości?


O produkcie:

Miętowe orzeźwienie pobudzi Twoje zmysły, a skóra odetchnie pełną piersią! Serum BingoSpa sprawi, że pielęgnacja Twojej skóry stanie się niezapomnianą chwilą, chwilą na którą z niecierpliwością czekasz, chwilą, którą pragniesz, by trwała bez końca... dzięki czekoladzie.


Składniki czekoladowego serum BingoSpa drenują i pobudzają metabolizm komórkowy, regenerują i działają kojąco. Te wyjątkowe właściwości zawdzięczamy obecności w ziarnie kakaowym różnorodnych substancji, z których najważniejsze to:
  • psychoaktywne – ß-fenyloetyloamina, tryptofan, anandamid, 
  • nawilżające i detoksykujące – kofeina i teobromina 
  • antyoksydacyjne i ochronne w stosunku do komórek skóry – polifenole, głównie flawonoidy i kwasy fenolowych

Cena: 16 zł / 150 g w Sklepie internetowym BingoSPA


Ma naprawdę fajną konsystencję. Puszystą, miękka, jak mus. Dobrze się rozprowadza i bardzo szybko wchłania, co uprzyjemniało mi za każdym razem wcieranie kosmetyku w skórę ciała. Nie jest jednak super nawilżaczem, bo faktycznie, skóra jest miękka i nawilżona, ale na krótko. Już po kilku godzinach nie ma żadnego śladu po obiecanym nawilżeniu. Zostawia też na skórze lekką, silikonową warstewkę, która nie jest na szczęście tłusta. Przymknęłabym na to oko, gdyby zapach był taki, jak go sobie wyobrażałam - słodki, przełamany ostrością mięty. Niestety, zawiodłam się. Zapach nie ma nic wspólnego z czekoladą. Czuć w nim miętę, ale w połączeniu z chemicznym, nieprzyjemnym smrodem. Są gusta i guściki, może komuś innemu akurat się spodoba.


 I podsumowując, rzut okiem na skład:


Parabeny, alkohole... Na szczęście masło kakaowe jest wysoko w składzie, więc nie ma się co martwić.

Używałyście kiedyś kosmetyków o takim połączeniu zapachowym?


Nowe współprace

Dzisiaj Pan listowy hojnie mnie obdarował - dostarczył dwie paczuszki z kosmetykami, jakie dostałam w ramach nawiązanych dosłownie kilka dni temu współprac. 

Pierwsza paczka zawierała dwa kremy - na dzień i na noc.
Dostałam je od mało znanej firmy ABACOSUN.


Dziękuję Pani Karolinie za miłą korespondencję, dobranie kosmetyków odpowiednich dla mojej cery, oraz szybką wysyłkę :) Mam cichą nadzieję, że kremy pomogą mi wygrać walkę z trądzikiem.


ViViean, Control Therapy, Day Matifying Cream SPF 8
- nawilżający krem matujący na dzień

Nawilżający krem matujący o lekkiej konsystencji. Łatwo się wchłania, wpływa na odblokowanie porów i zapobiega przed przedwczesnym starzeniem skóry. Aktywne składniki, tioxolone bogaty w siarkę wraz z propolisem, który stanowi naturalny antybiotyk, regulują wydzielanie sebum, wpływają leczniczo na zmiany trądzikowe i dezynfekująco.
Algi bogate w sole mineralne i witaminy z grupy B działają regeneracyjnie, łagodząco i pomagają utrzymać młodą, zdrową skórę.

Aktywne składniki: kompleks Tioxolone, algi laminaria, algi fucus, propolis, olejek rozmarynowy, alantoina, kwas salicylowy.

Cena: ok. 50 zł / 50 ml


ViViean, Control Therapy, Night Cream - krem na noc

Krem regeneracyjny na noc dla cer trądzikowych i tłustych. Doskonale się wchłania, pozostawiając uczucie świeżości, doskonałego nawilżenia i napięcia. Przyspiesza regenerację naskórka, wygładza skórę i pomaga odblokować pory. Działa antyseptycznie, goi stany zapalne i zapobiega przedwczesnemu starzeniu skóry.
Kompleks Tioxolone bogaty w siarkę oraz propolis, który stanowi naturalny antybiotyk, regulują wydzielanie sebum, wpływają leczniczo i dezynfekująco na zmiany trądzikowe. Zestaw oligoelementów pomaga utrzymać zdrową, młodą skórę.

Składniki aktywne: propolis, kompleks Tioxolone, aloes, wyciąg z cytryny, kwas salicylowy, kompleks: magnez, cynk, żelazo, miedź oraz olejki z wiesiołka i nasion soi, alantoina.

Cena: ok. 50 zł / 50 ml

_____________________________________________________

Druga, mniejsza paczuszka, to produkty od firmy POLLENA.
Dostałam dużo próbek, głównie szamponów, emulsji i płynów do higieny intymnej, minaturkę żelu i próbki serii Dzidziuś, które na pewno wykorzystam, ze względu na moją wrażliwą skórę.


Markę Biały Jeleń znam tylko i wyłącznie z szarego mydła, a jak się okazuje, mają bardzo szeroką ofertę.
Używałyście jakiegoś ich kosmetyku?


Virtual, Silky Pressed Powder, nr 11 - transparentny

Pamiętacie, jak w zeszłym miesiącu pokazywałam Wam paczuszkę od drogerii Inermis? Jestem bardzo zadowolona z tej współpracy - miły kontakt, szybka wysyłka i bardzo fajne kosmetyki.
Kilka produktów już stało się głównymi bohaterami moich wpisów, a kilka zostało mi do zrecenzowania. Dokładnie trzy - puder, kredka do oczu i przyjemne ogórkowe płatki chłodzące pod oczy :) Mam już pomysły na dwa pozostałe kosmetyki, natomiast dzisiaj przyszedł czas na puder z jedwabiem, marki Virtual.


Długo przymierzałam się do recenzji tego pudru, z jednego, prostego względu - najjaśniejszy odcień jest dla mnie za ciemny. Nie wiedziałam, jak mam go używać, ale w końcu znalazłam na to sposób.


Promienna, idealnie gładka cera jest podstawą wiosennego makijażu.
Virtual przedstawia odżywiający puder z jedwabiem.

Prasowany puder do twarzy z dodatkiem protein jedwabiu oraz witamin A, E, F matuje błyszczące partie skóry, nawilża skórę suchą i delikatną.
Ultralekki, delikatny i niezwykle wydajny puder sprawia, że skóra staje się jedwabiście gładka i miękka.
Półtransparentne odcienie pudru idealnie dopasują się do kolorytu cery, jednocześnie ją ujednolicając.
Maskuje drobne niedoskonałości skóry oraz przebarwienia.
Nie zatyka porów, skóra swobodnie oddycha.
Ze względu na odżywcze właściwości i delikatność szczególnie polecany dla cery suchej, wrażliwej, skłonnej do alergii.
Produkt można stosować zarówno na podkład jako utrwalenie makijażu jak również samodzielnie dla uzyskania efektu promiennej, pełnej blasku cery.

Nie pozostawia śladu na ubraniach.

Cena: 10, 50 zł w drogerii INERMIS

Powyżej wszystkie odcienie, zdjęcie wzięte z oficjalnej strony marki Virtual. Wyraźnie widać, że numerek 11 jest najjaśniejszy. Wydawało mi się, że jeżeli jest transparentny, to może jednak zacznie jaśnieć na twarzy, ale niestety, zawiodłam się. O dziwo, sprawdzany na dłoni i na nadgarstku, pasuje do naturalnego koloru mojej skóry, na twarzy już nie. Jest zdecydowanie za ciemny i za bardzo pomarańczowy.


Powiem kilka słów o samym opakowaniu. Plastikowe, okrągłe, bez lusterka i bez gąbeczki. Mieści 18 g pudru. Bałam się, że może być nietrwałe, ale puder 2 razy spadł mi na podłogę i pudełko jest w stanie nienaruszonym, jedyną szkodą jest niewielki ubytek w samym pudrze, co widać na zdjęciu powyżej.
Ma dobre krycie, matuje twarz i ujednolica koloryt. Uważam, że byłby odpowiedni dla osób, które nie mają większych problemów z cerą i nie używają podkładów. Ma bardzo fajną konsystencję, nie pyli się, nie waży i nie robi brzydkich plam. Jest dość trwały, utrzymuje się na skórze dobre kilka godzin.


A wykorzystuję go jako bronzer. Lubię ciepłe, ceglaste odcienie na policzkach, więc ten puder sprawdza się w tej roli bardzo dobrze. Przyłożyłam do twarzy dłoń, aby porównać odcienie i pokazać Wam jego "pomarańczowość".

Podsumowując - dobry i tani puder, ale niestety nie ma jasnych odcieni. Dla osób z ciemniejszą karnacją będzie świetny :)


Farbowanie - Joanna Naturia, jesienny liść

Uwielbiam farby Joanny. Za to, że nie niszczą włosów tak bardzo, jak inne i za ogromny wybór kolorów.
Miałam ochotę na brąz, ale bardziej spodobał mi się ten odcień rudości - numer 221, o wdzięcznej nazwie "jesienny liść".
Staram się rozjaśnić włosy, farbować na jaśniejsze odcienie, pomału będę odzyskiwać swój naturalny kolor.


Obiecałam Wam jakiś czas temu, że pokażę efekty farbowania.
Zdjęcie było zrobione kilka dni po "zabiegu", ale zupełnie o tym zapomniałam. Teraz mam na głowie wszystkie kolory tęczy, bo kolor prawie się wypłukał, ale od razu po farbowaniu wyglądał mniej więcej tak:


Dla porównania i przypomnienia, w październiku moje włosy były dużo ciemniejsze, pokazywałam je TUTAJ.

Jak Wam się podoba jesienny liść na mojej głowie? :)


Maseczka matująca DERMEDIC Normativ

Dzisiejszy wpis będzie skromny, aczkolwiek treściwy. Po naszemu: krótko, zwięźle i na temat :)
Jestem totalnie wypompowana, nie potrafię sklecić poprawnego gramatycznie zdania, a tu dopiero godzina 17! Pociesza mnie fakt, że jutrzejszy dzień nie będzie wymagał ode mnie tak wielkiego wysiłku, zarówno fizycznego, jak i psychicznego.

Postanowiłam Wam napisać kilka słów o maseczce, pochodzącej z listopadowego ShinyBoxa, którego zawartość prezentowałam TUTAJ.
Markę Dermedic poznałam już we wrześniu, kiedy to właśnie za pośrednictwem ekipy Shiny, dostałam 2 kosmetyki z serii Hydrain3 Hialuro. Mimo, że nie mam suchej skóry, polubiłam je. Potem była seria CelluEND Expert, którą również recenzowałam i byłam bardzo zadowolona zarówno z żelu wyszczuplającego, jak i żelu pod prysznic, które niestety wylądowały już w koszu dla "zdenkowanych". Teraz przyszedł czas na coś specjalnie dla mnie - seria Normativ jest przeznaczona dla skóry z tendecją do zmian trądzikowych.


Opis produktu:

Maseczka zawiera kompleks składników aktywnych intensywnie matujących skórę. Preparat zwęża rozszerzone pory skóry, minimalizuje przetłuszczanie się skóry, reguluje wydzielanie się sebum. Pozostawia skórę matową i gładką.


Cena: ok. 8 zł / 10 g

Saszetka, zawierająca 10 g kosmetyku, starczy nam na dwa użycia, jak standardowe opakowanie maseczki. Sam produkt zaskoczył mnie swoją konsystencją - dość rzadka, kremowa, lekko przezroczysta maź, o niezbyt przyjemnym zapachu. Przypomina mi słynną już, maseczkę NovaClear. Bałam się, że po nałożeniu spłynie mi z twarzy, bo wszystkie maseczki, używane przeze mnie do tej pory, były bardziej gęste i zwarte. Na szczęście nie miałam żadnych problemów ani podczas aplikacji kosmetyku na twarz, ani podczas oczekiwania na zmycie.


Maseczkę należy dokładnie rozprowadzić na twarzy i poczekać 20 minut, aż skóra wchłonie substancje matujące. Pozostałości nie zmywamy wodą, tylko usuwamy wacikiem. Moim zdaniem jednak lepiej wspomóc się odrobiną wody, bo wacikiem nie da się usunąć wszystkiego. Gdybyśmy chciały później nałożyć jakiś krem, resztki brzydko by się rolowały.
Moja twarz ma duże skłonności do świecenia, szczególnie w strefie T. Po dwóch użyciach tej maseczki sytuacja trochę się unormowała. Cera rzeczywiście była gładka i matowa, zauważyłam też, że największe wypryski stały się mniej widoczne. Niestety, efekt jest bardzo krótkotrwały. Zazwyczaj nakładałam maseczkę wieczorem, po kąpieli, a następnego dnia rano już się świeciłam. Cieszę się jednak, że pory są widocznie zmniejszone, a nadmiar sebum usunięty. Efekt mógłby się jednak utrzymywać trochę dłużej.


P.S.
Zgłosiłyście się już do mojego KONKURSU? :)

AddThis