Błagam, nie bądźcie na mnie złe za tak długą nieobecność... :)
Wracam po dłuższej przerwie z recenzją żelu pod prysznic. Ale nie zwyczajnego, ładnie pachnącego żelu. To Original Source z limitowanej, zimowej edycji, który każdy mój prysznic zamieniał w przyjemny rytuał.
O produkcie:
Ciasteczko, które Cię rozgrzeje w zimę? Znamy je! Nosi nierutynowy sweterek, który widać na półce z daleka. Żel pod prysznic Orange & Liquorice ma więc wszystko: nierutynowe wdzianko na mróz, kolor na szarugę oraz intensywny zapach świeżej pomarańczy z lukrecją na poprawę nastroju. Tylko brać!
Edycja sezonowa - zima 2012/2013.
Cena: 9zł / 250ml
Przyznam, że pierwszą rzeczą, jaka zwróciła moją uwagę w sklepie, jest opakowanie. Kojarzy mi się z ciepłym, zimowym, otulającym ciało sweterkiem :) Tego samego spodziewałam się po zapachu. Otulającej, słodkiej woni, która poprawi mi nastrój w mroźne, zimowe wieczory. Nie zawiodłam się. Zamiast lukrecji jednak czuję tam toffi. Wyobrażacie sobie, jak muszą smakować ciastka o smaku toffi i pomarańczy? Niebo w gębie! Słodka woń roznosi się po całej łazience, niestety zbyt długo nie utrzymuje się na ciele.
Żel świetnie się pieni, dobrze oczyszcza skórę i pozostawia ją gładką, a nawet lekko nawilżoną. Z wydajnością jest kiepsko, ale można niekiedy trafić na fajne promocje i zaopatrzyć się w 2 butelki na raz. Do plusów można zaliczyć również fakt, że produkt jest wegański, a opakowanie nadaje się do recyklingu. W pełni zgadzam się z napisem "NIE ZAWIERA RUTYNY", zawartym na etykiecie. Z każdym użyciem odkrywałam w tym zapachu coś nowego, coś, co jeszcze bardziej mnie przekonuje do zakupu innych wersji zapachowych.
Macie już swoje OS-y?
Jaki zapach jest Waszym ulubionym?