Bardziej ruda już być nie mogę..

.. czyli znowu farbowałam włosy :)


O samej farbie nie będę pisać, bo chwaliłam ją już co najmniej 3 razy na blogu, pokażę Wam tylko efekty.
Tym razem wybrałam sobie odcień 220 - Płomienna iskra.
Z góry przepraszam za okropną jakość zdjęć, ale dzisiaj od rana u mnie pochmurno i ponuro, więc dobrego światła zero.. :(

Tutaj moje 2-miesięczne odrosty..


Tutaj wyblakły rudy na całej długości włosów..


A tutaj już po zmyciu farby. Et voila! :)


Wyszła dokładnie taka sama płomienna iskra, jak na opakowaniu. Te żółte refleksy to wina światła, normalnie tego nie ma. Ciężko było mi uchwycić kolor, więc będziecie musiały poczekać do jutra, aż światło pozwoli mi zrobić zdjęcie całych włosów :)

Podoba się? :)


BIOKOSMA, Migdałowy balsam do rąk

Jak powszechnie wiadomo, dłonie są wizytówką człowieka. Każda z nas więc chciałaby, aby skóra naszych dłoni, codziennie narażana na szkodliwe działanie czynników zewnętrznych, była piękna i zadbana. W tym celu używamy różnych kremów i balsamów, ale czy tak naprawdę pomagają one odzyskać naszej skórze zdrowy wygląd?


Migdałowy balsam do rąk, jak podaje producent, jest kosmetykiem wykonanym w oparciu o szwajcarską recepturę i zawiera tylko naturalne składniki, zero chemii. Opakowanie jest stosunkowo małe, bo zawiera tylko 75ml kosmetyku, ale uwierzcie, że w praktyce nie jest to żaden problem.

Opis produktu:

Szczególna pielęgnacja wymagającej skóry. Krem z wyśmienitym zapachem migdałów natychmiast się wchłania, pozostawiając przyjemne uczucie świeżości.

Cena:
ok. 33 zł/75 ml


Na początek kilka słów o samej marce BIOKOSMA, której macie prawo nie znać.

Produkty firmy Biokosma zawierają tylko naturalne systemy konserwujące. wykorzystywane są wyłącznie oleje roślinne, wosk i ekstrakty. Nie zawierają surowców pochodzenia zwierzęcego oraz surowców z organizmów zmodyfikowanych genetycznie (GMO). Nie są testowanie zarówno przy produkcji jak i przy rozwoju produktów na zwierzętach. Naturalna równowaga skóry zostaje zachowana. Nie zawierają żadnych syntetycznych barwników, środków konserwujących.

Jak kosmetyk, który jest naturalny, może nie działać? :)


Balsam ma dość rzadką konsystencję, rzekłabym nawet, że przypomina mleczko. Trzeba uważać przy jego wyciskaniu na łapki, bo bardzo lubi spływać i kapać. Zapach jest śliczny - wyraźnie czuć migdały, jednak woń jest naturalna, nienachalna, lekko słodka, uprzyjemniająca każdą aplikację. Kosmetyk rzeczywiście bardzo szybko się wchłania i dobrze rozprowadza, a co za tym idzie, wcale nie potrzeba go dużo, aby posmarować nim dokładnie obie dłonie, a już kilka chwil po aplikacji możemy wrócić do codziennych czynności.


Skóra dłoni już chwilę po wchłonięciu balsamu jest dosłownie "jak nowa". Nawilżona, idealnie gładka i jedwabiście miękka, aż chce się jej dotykać. Dzięki niemu pozbyłam się też problemu suchych skórek wokół paznokci i szorstkich dłoni po zmywaniu naczyń lub sprzątaniu - dłonie są bardziej odporne na czynniki zewnętrzne. Przy regularnym stosowaniu balsamu możemy ten efekt utrwalić. Uważam, że cena jest jak najbardziej adekwatna do jakości i warto wydać 30 zł na tę niewielką tubkę. Efekty są powalające :)
Balsam do nabycia TUTAJ.


+ Na życzenie pokazuję kobaltowy matowy eyeliner Electric Blue od Wibo.
Prawda, że śliczny? W sam raz na lato :)



Jakich kremów do rąk używacie na co dzień?
W jaki sposób dbacie o swoje dłonie? :)
Miłego dnia!                

Nowe współprace + zakupy

Dziś pojawiło się kilka nowości w mojej kosmetyczce, więc na szybko porobiłam zdjęcia, co by je Wam pokazać i się pochwalić :D A teraz idę się chłodzić przy wentylatorze i szykować recenzję na wieczór. Swoją drogą, 40 stopni w cieniu to jednak nie moje klimaty..


1. Przesyłka ze współpracy nawiązanej pół roku temu z drogerią nocanka.pl.
Niestety, coś poszło nie tak i moja paczka zaginęła. Napisałam do obsługi, która bardzo szybko zareagowała i przesyłka została wysłana do mnie w tempie ekspresowym.
Wybrałam sobie do testów:
W7, Bronzer Honolulu - osławiony wśród bloggerek, już zakochałam się w tym różowym pudełeczku :D
W7, Pędzel do podkładu - mój pierwszy pędzel do nakładania podkładu, do tej pory robiłam to paluchami albo gąbką. Mam nadzieję, że będę zadowolona.


2. Przesyłka od firmy fitomed, to również współpraca, ta jednak nawiązana kilka dni temu.
Bardzo miły i szybki kontakt, jasne zasady kooperacji, możliwość wyboru produktów do testu - wielki ukłon w stronę marki.
Testować będę:
Ziołowy tonik oczyszczający do cery tłustej, szałwia lekarska
Żel do mycia twarzy do cery tłustej i trądzikowej, mydlnica lekarska.


3. Moje małe, przypadkowe zakupy :)
W Rossmannie skusiłam się na Kobaltowy matowy eyeliner Electric Blue od Wibo. Kolor jest piękny, jednak żeby efekt był oszałamiający, muszę malować oko 2-3 razy.. :( Ale pełna recenzja za kilka dni.
W Naturze upolowałam w promocji Maseczkę do włosów z serii Argan Oil. Z arganowych kosmetyków marki Joanna miałam już dwufazową odżywkę, która pozytywnie mnie zaskoczyła. Mam nadzieję, że maseczka będzie równie dobra.

A jak miewają się Wasze skrzynki pocztowe? :)

DIY: Jak zrobić swój własny, kolorowy eyeliner?


Potrzebne nam będą:
- stare cienie do powiek
- wazelina kosmetyczna
- puste pudełeczko do wymieszania składników
- pędzelek (który pominęłam na zdjęciu)


Przekładamy trochę wazeliny do pudełeczka, następnie kruszymy cień końcówką pędzelka i oba składniki dokładnie mieszamy.


Musimy uważać, aby nie zostawić grudek, jak na zdjęciu powyżej :P


Bierzemy trochę eyelinera na skośny pędzelek i malujemy kreskę. Gotowe! ;)

Wy też kombinujecie i robicie swoje własne kosmetyki?


Mała prośba do Was :) Biorę udział w konkursie na wizaż.pl i byłabym wdzięczna, gdybyście oddały na mnie głos i polecały swoim znajomym. Po kliknięciu w zdjęcie poniżej zostaniecie przeniesione na wizaż, do mojego zdjęcia.



Virtual, SPLASH, water glaze - błyszczyki idealne?

Też wolicie błyszczyki bez drobinek?
Ja zdecydowanie wolę te "zwykłe", niż z brokatowymi kropkami, które zostają na ustach i trudno je zmyć. Trafiłam na dwa takie przyjemniaczki od marki Virtual, z serii Splash Water Glaze.


Opis produktu:

Bezdrobinkowy, półtransparentny błyszczyk zapewniający efekt pełnych, mokrych ust. Nowa, lekka formuła błyszczyka z naturalnym kompleksem pielęgnacyjnym (olej winogronowy, olej sojowy, olej jojoba, witaminy A i E) zapewniają uczucie lekkości i nawilżenia. Nieklejąca konsystencja i aplikator w postaci pędzelka uprzyjemniają aplikację kosmetyku. Delikatny owocowy zapach pobudza zmysły i wprowadza w dobry nastrój.

Cena: 13zł / 7ml




Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy, był aplikator. Nie tradycyjna gąbka, a maleńki pędzelek. Przyznam, że trochę bałam się, że ten pędzelek, zamiast ułatwiać, może mi utrudnić nakładanie błyszczyka na usta. Na szczęście praca z nim była lekka, łatwa i przyjemna :)


Posiadam kolory 23 i 17.
Uważam, że jak na półtransparentny błyszczyk, pigmentacja jest bardzo dobra. Konsystencję ma dość gęstą, a co za tym idzie, lubi sklejać usta, ale za to długo się na nich utrzymuje. Wiadomo, po jedzeniu, piciu, pocałunku, czy paleniu papierosa, nie będziemy już miały na ustach tak intensywnego koloru, jak od razu po pomalowaniu, ale błysk zostaje :)

Tutaj swatch na łapce:


A tak oba cudeńka prezentują się na moich wargach. Patrząc na zdjęcia, uważam, że lepiej wygląda czerwony, ale częściej używam tego lekko brzoskwiniowego nudziaka w odcieniu nr 17.


Niestety, jak widać, nierównomiernie rozprowadzają się na ustach i robią nieestetyczne smugi.
Oba błyszczyki mają przyjemny, lekko słodki zapach. Lekko nawilżają i pielęgnują usta, a przy tym nadają im soczysty kolorek i piękny błysk. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że Splash Water Glaze daje efekt "mokrych ust". Za taką cenę zdecydowanie warto spróbować, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że do wyboru mamy wiele modnych odcieni :)





Ogłoszenie - sprzedam sukienkę! :)

Sprzedam sukienkę widoczną na zdjęciach poniżej.
Kupiłam za 99 zł, raz miałam ją na sobie i okazała się niestety za krótka :(

Bez ramiączek, góra czarna, pasek i kokarda pastelowy błękit, dół - tulipan, po bokach kieszonki.



Rozmiar M, stan - nowa, bez metek.
Cena: 50 zł + koszty przesyłki.

Jeżeli któraś z Was byłaby zainteresowana, proszę o komentarze albo maila, mogę podać dokładne wymiary i przesłać więcej zdjęć.


Hot summer :)

Korzystając ze słonecznej pogody, prawie cały weekend spędziliśmy nad jeziorem, więc post kosmetyczny będzie jutro, a teraz wracam do łóżka odpoczywać :D Chciałam się Wam pokazać, żebyście sobie nie pomyślały, że znowu rzuciłam bloga.
Kocham słońce, kocham pływać, kocham się opalać! :)


Możecie mi zazdrościć.. :D




P.S.
Biorę udział w rozdaniu i walczę o śliczny, miętowy zegarek :) 



Do jutra! :*

Współpraca z marką Virtual

Zazwyczaj pokazywałam Wam kilka przesyłek na raz, albo współprace razem z zakupami, ale dzisiejsza przesyłka od marki Virtual tak mnie ucieszyła, że postanowiłam od razu podzielić się z Wami jej zawartością :)




Elegancka torebeczka kryła w sobie tyle dobroci, że aż mi się oczy zaświeciły :D Kosmetyki wysyłane są losowo (czyżby? :P), ale większość z nich trafiła w mój gust.


1. Puder prasowany matujący, Long Matt, odcień 02
2. Długotrwale matujący podkład, Long Matt, odcień 111 opalony

Oba kosmetyki przeznaczone są do cery tłustej i mieszanej, czy dokładnie takiej, jaką posiadam.


3. Pomadka do ust, Cream Lipstick, kolor 0100 Waterbase
4. Błyszczyk do ust, Splash, kolor 23
5. Błyszcczyk do ust, Splash, kolor 17


6. Lakier mini Virtual, kolor 13
7. Lakier mini Virtual, kolor 23



8. Prasowany cień do powiek, Rock Me Baby, kolor 138
9. Prasowany cień do powiek, Rock Me Baby, kolor 137


10. Podwójny cień do powiek, Virtual, kolor 055
11. Wypiekany cień do powiek, Lava, kolor 308


12. Wodoodporny tusz do rzęs, wydłużająco - pogrubiający, Splash


13. Miraculum, Krem normalizujący, matująco nawilżający, na dzień, do skóry tłustej i mieszanej


Prawda, że imponująca zawartość przesyłki? :)
Dziękuję Pani Iwonie za możliwość przetestowania kosmetyków, a Was zapraszam do zapoznania się z ofertą firmy na stronie http://www.miraculum.pl/


Złotko i sreberko - mój ulubiony duet

Testowałam już wiele maskar, zarówno drogich, jak i tanich. Najdroższa kosztowała 60 zł i na niej najbardziej się zawiodłam, być może właśnie przez cenę spodziewałam się cudów, a był to zwykły tusz, który po prostu malował rzęsy i nie robił z nimi nic specjalnego. Do tej pory szukałam taniego kosmetyku, który spełni moje oczekiwania.

Jakiś czas temu znalazłam na stoisku z kosmetykami Eveline dwie maskary, które przyciągnęły mój wzrok przede wszystkim opakowaniem. Nie spodziewałam się, że zostaną ze mną na dłużej... a jednak :)


Są to dwie maskary z serii Volumix Fiberlast. Srebrny, mający za zadanie wydłużyć i podkręcić rzęsy, oraz złoty - pogrubiający i unoszący.
Za oba tusze zapłaciłam około 26 zł. Niedużo, prawda?

Szczoteczki prezentują się tak:



Poniżej efekt, jaki dają tusze 'solo', ale najpierw po krótce opiszę każdy z nich.

Srebrny ładnie rozdziela i nieznacznie wydłuża rzęsy, ale nie podkręca ich, tak jak to obiecuje producent, no i o 50% dłuższych rzęsach również nie ma mowy. Szczoteczką łatwo pobrudzić sobie powiekę, ale trzeba się z nią oswoić i wszystko powinno pójść zgodnie z planem :)
Złoty natomiast pogrubia i delikatnie unosi rzęsy (na pewno nie o 45 stopni). Tutaj szczoteczka nie sprawia problemów, rozdziela rzęsy, łatwo nią pomalować te najmniejsze rzęski w kącikach oczu, jak i te dolne. Obie maskary są trwałe, nie kruszą się w ciągu dnia, nie osypują, nie uczulają, nie tworzą efektu "owadzich nóżek" i nie wysychają w opakowaniu. Czasem szczoteczki lubią nabrać za dużo tuszu, ale dla mnie nie jest to większy problem. Nadmiar zawsze można wytrzeć w chusteczkę :)


Na zdjęciu powyżej, górne rzęsy mam pomalowane srebrną (lewa strona) i złotą maskarą (prawa). Złota wygląda bardziej efektownie, ale na codzień, gdy makijaż ma wyglądać naturalnie, częściej używam srebrnej.

Nic jednak nie przebije tego, co one potrafią w duecie...



Za 26 zł mam dwa tusze, dzięki którym rzęsy mam pogrubione, wydłużone, podkręcone i (prawie) idealnie rozdzielone - takie, jakie chcę mieć na większe wyjścia, albo na imprezę. Zazwyczaj nakładam najpierw warstwę srebrnego, czekam chwilę, aż podeschnie i poprawiam złotym. Jak Wam się podoba efekt? Dla mnie bomba, niczego więcej nie potrzebuję :) A opakowania są bardzo eleganckie, rzekłabym nawet, że ozdobne, co dla mnie też jest plusem, bo uwielbiam świecidełka i nawet, gdyby były bublami, zostawiłabym je sobie i postawiła na półce :D


Macie jakieś swoje ulubione tusze?
Używacie jednej, czy kombinujecie, jak ja?





Doskonale proste włosy? Marion, Mleczko prostujace

Reaktywacja trwa! :)
Powoli wracam do wcześniejszej rutyny. Dodaję nowe posty, testuję nowe kosmetyki, nawiązuję współprace.. Dzisiaj, korzystając z ładnej pogody i dobrego światła, zrobiłam tyle nowych zdjęć na bloga, że baterie w aparacie są na skraju wyczerpania :D Pomożecie mi przywrócić bloga do poprzedniego stanu? :) Jakoś straciłam wenę do pisania, przedtem przychodziło mi to dużo łatwiej, teraz muszę myśleć nad każdym akapitem i poprawiać go 500 razy.. Mam nadzieję, że wszystko szybko wróci do normy.


Opis produktu:

Mleczko prostujące stworzone specjalnie do prostowania włosów prostownicą lub suszarką do włosów i szczotką.Doskonale rozprowadza się na włosach, ujarzmia niesforne kosmyki, długotrwale zapobiega puszeniu się włosów, nadaje jedwabistą gładkość.

Cena: ok. 6 zł/120 ml



Kosmetyki Marion, dobrze już znane wśród blogerek, jak powszechnie wiadomo, są tanie i dobre. Próbowałam już kilku specyfików tej firmy, były to głównie kosmetyki do pielęgnacji i stylizacji włosów. Będąc ostatnio na zakupach, zwróciłam uwagę na mleczko prostujące, za które zapłaciłam.. trochę ponad 5 zł :)

Zawartość małej buteleczki widocznej na zdjęciach to specyfik, które ma wyprostować włosy, nadać im miękkości i blasku. Jak myślicie, działa?


Kosmetyk nie ma konsystencji mleczka, a raczej balsamu, mimo tego bardzo dobrze rozprowadza się na włosach. Za każdym razem, po umyciu włosów i spryskaniu ich odżywką, nakładam porcję trochę mniejszą niż zaleca producent, omijając nasadę, a skupiając się na końcach, które są najbardziej niesforne. Nie rozczesuję grzebieniem, bo w moim przypadku rozczesanie mokrych włosów jest niemożliwe (no chyba, że chcę sobie wyrwać połowę), ale staram się dokładnie rozprowadzić mleczko.

Obiecałam sobie, że pożegnam się z prostownicą na dobre, ale odkąd kupiłam ten kosmetyk, coraz częściej po nią sięgam. Zazwyczaj nie prostuję włosów, a tylko suszę je na okrągłej szczotce. No a co z efektem, jaki miało dać mleczko? Uwaga, uwaga.. Otóż, po wysuszeniu, moje włosy są niemal idealnie proste, wygładzone i miękkie w dotyku, a przy tym pięknie, delikatnie pachną. Po co mi w takim razie prostownica? A no po to, żeby ten efekt utrwalić. Sama suszarka i szczotka są skuteczne, ale na kilka godzin, a jeśli chcę mieć proste włosy przez cały dzień, przejadę sobie kilka razy po włosach prostownicą iii.. voila!


A się rozpisałam.. :D

Podsumowując, dodam jeszcze, że mleczko jest dość wydajne, bo przez miesiąc częstego stosowania zostało mi jeszcze pół buteleczki, która pojemnościowo jest dość mała, bo ma tylko 120 ml. Zauważyłam też, że prostownica nie pali mi końcówek, tak jak wcześniej. Uważajcie, żeby nie przesadzić z ilością, bo gdy nałożymy na włosy za dużo kosmetyku, może je nieco posklejać. Za taką cenę, jak najbardziej warto jednak spróbować :)

AddThis