Niee, nie byłam w Rossmannie, nie skusiłam się na żaden kosmetyk w promocyjnej cenie, święta minęły mi spokojnie, żyję i mam się dobrze - tyle u mnie, po trochę dłuższej niż zwykle przerwie w pisaniu :P Dziś wracam z recenzją dwóch minerałków. Jeden jest świetny, drugi trochę mniej, ale wreszcie przekonałam się do makijażu kosmetykami mineralnymi i myślę, że do lata, jak już wykończę płynne podkłady, jakie mam obecnie w zapasach, kupię podkład mineralny i o ile dobrze dobiorę kolor, już się z nim nie rozstanę :)
Mineralne cienie od La Rosa pokazywałam już TUTAJ, dziś przyszedł czas na podkład i bronzer. Oba są dość przyjemne, jednak jeden przypadł mi do gustu trochę bardziej, niż drugi. W dalszej części posta powiem Wam dlaczego. Bronzer to nr 57 Sun Of Barcelona - odcień miedziano-złoty, do średniej karnacji, a podkład 57 Honey - odcień kremowo-miodowy, do jasnej i średniej karnacji. Bronzerów do wyboru nie ma za dużo (tylko 4 kolorki), więc wybrałam ten, który od razu wpadł mi w oko, a kolor podkładu wydawał mi się najbardziej naturalny. Jest beżowy, nie posiada żadnych żółtych, ani pomarańczowych tonów.
Oba kosmetyki są zamknięte w plastikowych, zakręcanych słoiczkach z sitkiem o pojemności 4,5g. Skład mają również ten sam: mica, iron oxides, carmine, titanium dioxide. O ile w bronzerze sitko mi nie przeszkadza, tak podkład dużo lepiej nakładało się bezpośrednio ze słoiczka. Sitko łatwo wyjąć, nie sprawiło mi to żadnego problemu - co kto woli ;) Jak to minerały - są sypkie, bardzo drobno zmielone, trzeba uważać przy aplikacji, żeby się nie pobrudzić. Do nakładania podkładu używałam pędzla Hakuro H50S, do bronzera pędzla La Rosa 7520. Tyle kwestii technicznych :)
Zacznę może od słońca Barcelony, bo to właśnie bronzer stał się moim ulubieńcem. Kolor jest ciemny, to fakt, ale dobrze nałożony wygląda bardzo subtelnie i pasuje nawet do bardzo jasnej karnacji. Ma miliony rozświetlających drobinek, co daje efekt pięknej tafli - coś w podobie do rozświetlacza Sun Beam z Benefitu. Jest szalenie wydajny! Dobrze, że nie ma daty ważności, bo będę go używać jeszcze parę łądnych lat ;) Długo trzyma się na twarzy, a drobinki nigdzie nie emigrują. Wieczorem są jeszcze na swoim miejscu, za co duży plus, bo nie lubię, jak mam rozświetlone nie tam, gdzie potrzeba ;P
A teraz kilka słów na temat miodowego podkładu. Kolor ładnie wpasowuje się w naturalny odcień skóry i nie robi efektu maski. Nakładany na sucho strasznie się osypuje, ale przy nakładaniu na mokro nie ma już tego problemu - przy kontakcie ze skórą staje się kremowy i łatwo go rozprowadzić. Dobrze matuje, nieźle trzyma się skóry i sprawia, że twarz wygląda jak po fotoszopie. No tak, gładko, miękko, bez niedoskonałości, ale żeby osiągnąć taki efekt, trzeba nałożyć 2-3 warstwy podkładu...
Krycie jest słabe, a szkoda, bo kolor jest ładny i na twarzy wygląda naturalnie. Poza tym, po wyjęciu sitka, zauważyłam, że nowe opakowanie podkładu, które nie było wcześniej otwierane (przynajmniej tak mi się wydaje), jest wypełnione kosmetykiem tylko do 1/3 wysokości. Dla porównania, wyjęłam też sitko z bronzera i... pudełko było praktycznie pełne. Podkład, biorąc pod uwagę jego ilość w opakowaniu i fakt, że trzeba nakładać wiele warstw, starczył mi tylko na kilka użyć. W dodatku podkreśla każdą suchą skórkę i zbiera się w załamaniach, co nie wygląda zbyt estetycznie.
Na zdjęciu powyżej macie swatche podkładu i bronzera. Jak widać, Sun of Barcelona wygląda fenomenalnie, a Honey ma ładny, naturalny odcień ;) Oba kosztują 29,70zł i możecie je nabyć w sklepie FUTUROSA.
Co sądzicie o makijażu mineralnym? Używacie minerałów, czy jesteście wierne tradycyjnym podkładom i bronzerom?