Balsamy Planeta Organica to kosmetyki, których obowiązkowo muszą spróbować wszystkie włosomaniaczki. I ja nie przeszłam obok nich obojętnie - korzystając z 40% rabatu w Skarbach Syberii, zamówiłam dwa balsamy PO, które od razu poszły w ruch. O Balsamie Tureckim opowiem Wam za jakiś czas, a dziś skupię się na najlepszej odżywce do włosów, jakiej było mi dane używać - Balsamie Tybetańskim "Objętość i siła".
Balsam zamknięty jest w butelce wykonanej z brązowego, grubego plastiku, wyposażonej w pompkę, opatrzoną eleganckimi, dobrymi jakościowo etykietami, które nie odklejają się pod wpływem wilgoci. Pojemność jest trochę większa, niż standardowych odżywek - ma 280 ml. Pompka jest dużym udogodnieniem podczas nakładania balsamu na włosy, gdyż odmierza odpowiednią ilość kosmetyku, nie zacina się i nie "pluje". Ogólnie rzecz biorąc, opakowanie oceniam na bardzo dobre jakościowo - po ponad miesiącu regularnego użytkowania, nadal wygląda jak nowa i działa bez zarzutu :)
Tybetański balsam jest dość gęstą mazią, w kolorze zieleni. Przepraszam za brak zdjęcia konsystencji, ale gdzieś mi się zawieruszyło - możecie sobie podejrzeć ten balsam np. TUTAJ, u Dorotki z Włosowelove. Pachnie trochę męsko, trochę ziołowo, a trochę orientalnie. W każdym razie jego zapach baaaardzo przypadł mi do gustu, a uwierzcie mi, że długo czuć go na włosach po ich wyschnięciu.
Używałam go zarówno na długość, jak i na skalp, z naciskiem na to drugie :) Nie, żeby źle wpływał na włosy, ale szkoda tak dobrego składu marnować na długość, gdy można wspaniale odżywić i ukoić skórę głowy. Nakładałam go na umyte, wilgotne włosy i trzymałam ok. 5-8 minut. Potem spłukiwałam letnią wodą. Efekt? Zawsze ten sam - włosy nawilżone, gładkie, miękkie i sypkie. Skóra głowy (przypominam, że mam ŁZS) ukojona, wypadanie w normie, za to przy regularnym stosowaniu zauważyłam wysyp baby hair. Mogę śmiało rzec, że ten balsam jest moim pewniakiem - wiem, że włosy będą po nim wyglądać naprawdę dobrze.
Na koniec spójrzmy na skład - same wyciągi roślinne i oleje: olej z białego imbiru, ekstrakt z nieśmiertelnika (działa przeciwbakteryjnie i tonizująco na skórę), wyciąg z szarotki alpejskiej, ekstrakt z majeranku, ekstrakt z anyżu, ekstrakt z goździka, ekstrakt z kurkumy, ekstrakt z nawłoci.
Na moich, wysokoporowatych, puszących się włosach, Tybetański Balsam sprawdził się świetnie - wygładził, nawilżył, optycznie poprawił stan włosów, dodał im obiecanej objętości i siły. Pachnie pięknie, ma piękny skład i jest mega wydajny. Obecnie jest na niego promocja na Skarbach Syberii [KLIK], więc polecam, zróbcie sobie zapasy :)