Wydłuzajacy tusz do rzes, Avon Super Extend

Witam ponownie! Tęskniłyście? :D
Obiecałam recenzję, więc będzie i recenzja, na chwilę przed "Pierwszą miłością".

Jedynym wydłużającym tuszem, jaki spełnił moje oczekiwania, był Lash Stiletto od MNY. Kupowałam wiele, marząc o rzęsach jak firanki. Niestety, w każdym przypadku - dupa...
Wygrałam jakiś czas temu konkurs na najciekawszego bloga, dostałam pudełko kosmetyków z Avonu, w tym także maskarę Super Extend. Poczytałam trochę na wizażu. Opinie są bardzo podzielone. Widocznie u jednych się sprawdza, u drugich nie.

Zacznijmy od opakowania - klasyczne, czarne ze złotymi wstawkami, bardzo eleganckie. Przy pierwszych kilku razach myślałam, że będzie jak zwykle to samo - zero efektu. Ale dałam mu czas. Poleżał, dosechł i sprawdza się w miarę dobrze. Fajnie wydłuża, nie pogrubia (bo nie taka jego rola). Nie podrażnia oczu, co robiła większość tuszy. Nie ma żadnych włókien, które mają się przyklejać do rzęs, ot taki zwykły superwydłużacz. Nie rozmazuje się, nie kruszy, łatwo go zmyć.

Producent obiecuje wydłużenie do 55%, co jest totalną bzdurą, nigdy nie wierzcie reklamom. Jedynym problemem jest szczoteczka. Bardzo łatwo nią operować, nabiera odpowiednią ilość tuszu, żeby uzyskać ładny efekt, rozdziela rzęsy, nie skleja, ale strasznie drapie. Dosłownie drapie mi powiekę, co niejednokrotnie przyprawiło mnie o płacz.
Nie będę się rozpisywać, same zobaczcie efekt :)

Nie zwracać uwagi na mój brzydki pyszczek bez podkładu!

Moim zdaniem, wygląda całkiem przyzwoicie.

A zdjęcie powyżej to pamiątka sprzed trzech lat, kiedy to byłam młoda, piękna i mądra :D Jakością nie powala, więc zmniejszyłam.
Zaczyna się mój serial, wracam wieczorkiem! :)