Po wielu przygodach, problemach i rozczarowaniach, nareszcie jesteśmy z A. "na swoim", więc spokojnie mogę wrócić do blogowania :) Mam nadzieję, że mimo mojej stosunkowo długiej nieobecności, nadal będziecie mnie czytać tak chętnie, jak wcześniej.
Na dziś przygotowałam recenzję odżywki do rzęs, o której słyszała już chyba każda z Was. Mowa o RevitaLash® Advanced Eyelash Conditioner - produkcie, który sprawia, że każdego możemy oczarować spojrzeniem :)
Wcześniej pod moimi postami zdarzały się komentarze, że zazdrościcie mi pięknych rzęs. Niestety, była to tylko i wyłącznie zasługa dobrego tuszu - moje rzęsy z natury były rzadkie, krótkie i proste (co zresztą zobaczycie na zdjęciu porównawczym). Zmienił to RevitaLash® - odżywka, która jest według producenta najbardziej skuteczna i bezpieczna na świecie.
Produkt dostajemy w zafoliowanym, dobrze zabezpieczonym, solidnym pudełku. Sama odżywka jest zamknięta w opakowaniu identycznym jak te, w które pakuje się tusze do rzęs. Aplikatorem jest cienki, precyzyjny pędzelek, taki sam, jak w przypadku eyelinerów.
Odżywki należy używać raz dziennie, wieczorem, po dokładnym oczyszczeniu i osuszeniu powieki.
Nakłada się ją bardzo łatwo, bo
tak jak eyeliner, tuż u nasady rzęs. Producent zaleca stosowanie niewielkiej ilości produktu (wystarczy tylko jedno pociągnięcie) - wtedy uzyskamy najlepsze efekty. Po więcej informacji odsyłam Was bezpośrednio na
stronę internetową RevitaLash, gdzie znajdziecie również inne produkty oferowane przez markę.
Odżywka jest dostępna w dwóch wersjach pojemnościowych. 3,5 ml (6 miesięcy kuracji), oraz 2 ml (3 miesiące). Ja miałam tester, który zawierał 1 ml produktu i wystarczył mi na trochę ponad 2 miesiące, przy codziennym stosowaniu.
Pierwsze efekty zauważyłam po ok. 3 tygodniach. Rzęsy zaczęły się podkręcać i były trochę ciemniejsze niż wcześniej. Potem przestałam już to kontrolować, bo z dnia na dzień, powoli stawały się długie i gęste - wreszcie były widoczne, nawet niepomalowane :) Efekty po 2 miesiącach kuracji możecie zobaczyć na zdjęciu poniżej. Wybaczcie mi, że nie kombinowałam z wkładaniem kartki pod powiekę, ale to, co RevitaLash zrobił z moimi rzęsami, widać i bez tego :) Po lewej rzęsy przed rozpoczęciem kuracji, po prawej zdjęcie robione dokładnie 2 miesiące później, a poniżej rzęsy pomalowane tuszem.
Mimo, że na wielu blogach można przeczytać o efektach ubocznych, tzn. przyciemnieniu linii rzęs, podrażnieniu oczu, czy nawet przebarwieniu tęczówki, u mnie nic takiego się nie działo i nie dzieje (a zużywam już drugie opakowanie odżywki). Owszem, rzęsy wypadały, ale nie bardziej, niż przed rozpoczęciem kuracji - czasem wyleciała jedna, czy dwie, zazwyczaj podczas demakijażu.
"Nowe" rzęsy są trochę niesforne - długie i czasem trudne do pomalowania, bo każdy włosek wywija się w inną stronę, ale wystarczy kilka dni praktyki i każdym tuszem możemy osiągnąć taki efekt, jaki chcemy. Już teraz jestem bardzo zadowolona z efektów, jakie dała odżywka, a przede mną jeszcze kolejne 2 miesiące jej używania :) Jedyną wadą może być zaporowa cena - 2 ml opakowanie, które wystarcza na ok. 3-4 miesiące, kosztuje 250 zł. Moim zdaniem jednak warto zainwestować, bo rzęsy wyglądają tak bajecznie, że każdym, nawet najtańszym tuszem osiągniecie teatralny efekt.