Kosmetyczni ulubieńcy grudnia :)

Przepraszam, że ostatnimi czasy bywam tu tak rzadko. Poniósł mnie wir świątecznych przygotowań, poprzedzony przygotowaniami do moich urodzin :P Prezenty kupione, częściowo nawet już rozdane, więc mam chwilę odpoczynku i wróciłam na bloga. Chyba nie jest jeszcze za wcześnie na grudniowych ulubieńców, hm? :)


W grudniu nie było ich dużo, bo ciągle testuję coś nowego, zwłaszcza, jeśli chodzi o kolorówkę, ale 6 kosmetyków szczególnie przypadło mi do gustu i używałam ich namiętnie, niemalże codziennie :) Recenzji oczywiście jeszcze nie było, bo nie miałam czasu, ale myślę, że do końca roku wyrobię się ze wszystkim. Let's go!


Kamuflaż Catrice wychwalałam kilka postów temu, więc nie będę się rozpisywać, tylko dam linka do wpisu. Pozostałe opinie będą tylko pierwszymi wrażeniami, a nie pełną recenzją, bo na to przyjdzie czas niebawem :)


1. PAESE, róż do policzków z olejem arganowym, nr 48
Świetny, ceglasty, delikatny, uniwersalny kolor (na twarzy wcale nie jest taki ciemny, jak na zdjęciach). Bardzo dobrze się rozprowadza, nie robi plam, zawiera odbijające światło drobinki, no i... pięknie pachnie :D Współpracuje z każdym pędzlem, mogą go używać nawet amatorki, bo nie można zrobić sobie nim krzywdy. No i najważniejsze - jest tani jak barszcz :)

2. Kamuflaż CATRICE, nr 030 Rosy Beige 
Recenzja i swatche TUTAJ.


3. REVLON Colorstay, podkład do cery tłustej i mieszanej, nr 220
Jak się cieszę, że udało mi się go upolować w starej wersji... Zmieniona, nowa formuła jest okropna, czytałam, że podkład po paru godzinach schodzi i tworzy nieestetyczne plamy :( Mój jest świetny, matuje twarz na dłuuugo i trzyma się cały dzień. Kryje świetnie, nie wchodzi w załamania i nie tworzy efektu maski. Szkoda, że opakowanie jest takie niepraktyczne, ale da się przeżyć.

4. Paletka MUA Undressed
Odpowiednik Naked z Urban Decay. Cienie są dobrze napigmentowane, nie osypują się i długo trzymają, nawet bez bazy. Można z jej pomocą stworzyć tyyyle makijaży, że głowa mała :D Kolory uniwersalne - brązy, czerń, beże, róże... No po prostu mój ideał!



5. Odżywka do włosów, Garnier Goodbye Damage
Wiedziałam, że ją polubię! Szampon z tej serii sprawdził się u mnie świetnie, a w duecie z odżywką jeszcze lepiej. Włosy po jej użyciu są gładkie, lśniące, łatwiej się rozczesują i ładnie pachną. Minus: jest niewydajna.

6. Masło do ciała ARGAN CeCe of Sweden
Pięknie pachnie, ma gęstą, zwartą konsystencję, dobrze się rozprowadza, szybko wchłania i... doskonale nawilża. Skład jest dobry, nie ma dużo chemii, a eleganckie opakowanie fajnie prezentuje się na półce :D Polubiliśmy się od pierwszego użycia :)

To by było na tyle. A korzystając z okazji....


... chciałabym Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia :)

Życzę Wam, aby te Święta były wyjątkowe - pełne ciepła, miłości, spędzone w rodzinnej atmosferze. Zapomnijcie o wszelkich sporach, niech Wasze domy wypełni dobro, poczujcie Magię Świąt! A prezenty? Cóż... Wierzę, że Mikołaj w tym roku przyniesie Wam coś, co wywoła uśmiech na twarzy. Idealne kosmetyki, które sprawią, że Wasza cera i włosy będą wyglądać zjawiskowo, perfumy pachnące tak, że odbierze Wam mowę, modne ubrania na każdą okazję, niepsujący się sprzęt AGD/RTV i duuużo, dużo pieniędzy! :)

Wesołych Świąt! :*

Maybelline Color Whisper 440 Orange Attitude

Wyobrażacie sobie, że kiedyś w ogóle nie malowałam ust? Używałam tylko kremu Nivea, albo jakiejś pomadki ochronnej zimą, poza tym nic. A teraz szminki są moim uzależnieniem, ciągle chcę więcej i więcej :D Moja kolekcja jest jeszcze mała, więc jakby ktoś miał do oddania - ja chętnie przygarnę! :P

Najbardziej do mojego rudego łba pasują ciepłe odcienie czerwieni i oranżu, więc po takie kolory sięgam najczęściej. Na promocji -40% w Rossmannie upolowałam szminkę Maybelline Color Whisper w kolorze 440 Orange Attitude. Chciałam coś z Rimmela, ale jednak Maybelline kusiło mnie bardziej :P W regularnej cenie kosztuje 27,99zł, ja zapłaciłam za nią około 17.


Szminka jest zamknięta w smukłym, baaardzo eleganckim opakowaniu o pojemności 3,3g, które od razu przyciągnęło mój wzrok i to (chyba) głównie opakowanie skusiło mnie do zakupu. Nie otwiera się w torebce, nie rysuje, nie pęka - jest bardzo trwałe i porządnie wykonane. Z tego, co wyczytałam, wydaje mi się, że ma w składzie pielęgnacyjne olejki, więc można się spodziewać, że szminka nawilży nasze usta i nie będzie podkreślać suchych skórek.


Kolor  bardzo mi się spodobał - jest ciepły i nierzucający się w oczy. Bardziej wpada w czerwień, niż w pomarańcz, ale nadaje się zarówno do jasnych, jak i ciemniejszych karnacji - każda dziewczyna powinna być z niego zadowolona.

Szminka daje bardzo naturalny, półtransparentny efekt z lekkim błyskiem - można porównać ją do Eliksirów od Wibo.


Color Whisper świetnie rozprowadza się na ustach. Jest miękka i sunie po wargach jak masło, dzięki czemu aplikacja jest bardzo przyjemna i komfortowa ;) I co najważniejsze, rzeczywiście nawilża i pielęgnuje, co wpłynęło na fakt, że używam jej praktycznie codziennie :D

Jeżeli chodzi o trwałość, nie spodziewałam się cudów, bo Orange Attitude wygląda bardziej jak błyszczyk, niż jak szminka i daje naturalny, delikatny efekt, ale jestem pozytywnie zaskoczona. Utrzymuje się na ustach spokojnie kilka (5-6) godzin. Kolor blednie i staje się matowy, ale nadal jest :)


Do wyboru mamy aż 12 różnych odcieni, więc jest w czym wybierać. Zdecydowanie jest to szminka godna polecenia, ze względu na efekt, jaki daje, pielęgnację ust i niezłą trwałość, ale warto poczekać na promocję - teraz w Rossku są po 20,99zł :)


Wyniki konkursu z CeCe of Sweden :)

Do świątecznego rozdania z CeCe of Sweden zgłosiło się 48 osób, a łącznie zdobyliście aż 227 losów :) Do wygrania były 3 zestawy kosmetyków z serii Argan - żel pod prysznic i masło do ciała:
Zanim ogłoszę zwycięzców, opublikuję najpiękniejsze, według mnie, odpowiedzi na pytanie konkursowe, które brzmiało: "Dokończ zdanie: Magia Świąt to dla mnie..."

Tanika i Wojtas:
Biały, puchaty śnieżek spadający z nieba kudłatymi płatkami, zapach choinki, szaleństwo barw świątecznych ozdób i dekoracji, aromat pierników, pomarańczy z cynamonem i goździkami oraz różnych innych smakowitości ze świątecznego stołu, a także kwitnąca gwiazda betlejemska, dużo śmiechu, radości i euforii połączonej z rodzinnym ciepłem i kolędami :)

zakochana w kolorkach:
Niesamowity czas.Jedyny okres w roku,kiedy mogę się spotkać z rodziną rozrzuconą po całym świecie.Wspomnienia dzieciństwa i osób,których już z nami nie ma.

Anita B:
... bliskość rodziny, niepowtarzalna atmosfera wyjątkowości i wzajemnej życzliwości, radość, kościelne nabożeństwa w przepełnionych i pięknie udekorowanych świątyniach, Wigilia, śnieg, choinka, prezenty, sanie Mikołaja z Rudolfem na czele, dzieci wypatrujące pierwszej gwiazdki, kolorowe sklepowe witryny, jarmarki bożonarodzeniowe - magia :)

Dorota G:
Magia Świąt to dla mnie...
Biały puch na zewnątrz...
Mama krzątająca się po kuchni...
Ja i tata razem wypatrujący przez okno...
Pierwszej gwiazdki...


Joanna 82:
Pachnąca choinka pięknie ubrana ,potrawy wigilijne na przystrojonym
ślicznie stole.Najważniejsza jest jednak rodzina w komplecie,magia
unosząca się w powietrzu ,
niesamowity klimat i nastrój ,dźwięk kolęd przy dzieleniu się
opłatkiem.To ,że wszyscy w tym dniu są razem,szczęśliwi i weseli.Miłość i radość unosi się w powietrzu.. .to najbardziej niesamowite święta z wszystkich.Na Boże Narodzenie dzieją się Cuda i jednym z nich jest ,że rodzina się jednoczy,spory i ważnie ustają.


Każda odpowiedź miała w sobie coś pięknego, coś, co czyniło ją oryginalną. Dziękuję także za życzenia dla mnie, które dołączałyście w formularzu :) Niestety, nagrodzić mogę tylko 3 osoby, więc, aby nie przedłużać. Zwycięzcami zostają:




Raeszka

kafetka

Karolina Furgacz

Gratuluję dziewczyny i proszę o wysłanie mi Waszych adresów w celu wysłania nagrody na mail justynamietus@gmail.com :)




Przypominajka konkursowa

Jeszcze tylko do jutra możecie zgłaszać się do mojego konkursu, w którym do wygrania są 3 zestawy kosmetyków do pielęgnacji ciała marki CeCe of Sweden :)

Wystarczy kliknąć w obrazek poniżej:




Zakryje wszystko - Catrice Camouflage Cream 030

Latałam za nim jak głupia. To była na początku miłość platoniczna, bo nigdzie nie mogłam go znaleźć. Już miałam zamawiać na allegro, gdy przez przypadek w Naturze zauważyłam, że jednak jest. Ostatni. Widocznie na mnie czekał, to było przeznaczenie :D Mowa oczywiście o wychwalanym kamuflażu Catrice. Niestety nie było dwóch pozostałych, dostępnych odcieni, więc byłam zmuszona kupić 030 Rosy Beige. I (na moje szczęście) wcale nie jest za ciemny :)


Przekalkulowałam sobie to wszystko na szybko i okazało się, że przez zakupy w Naturze dużo zaoszczędziłam. Na allegro kamuflaż kosztuje 13,60 (z przesyłką +/- 19 zł), a stacjonarnie zapłaciłam za niego 12,99zł/3g. Kosmetyk dostajemy w małym, okrągłym słoiczku. Od razu napiszę, że najlepiej aplikować go palcami. A w tym przypadku słoiczek okazuje się być niepraktyczny. Dlaczego? A no dlatego, że jak ktoś ma takie długie szpony jak ja, to już po kilku użyciach nic z tego słoiczka nie wygrzebie (chyba, że paznokciem, wrrr) i musi się przerzucić na pędzelek :(



Kamuflaż ma gęstą, zbitą, twardą konsystencję, która pod wpływem ciepła palców staje się miękka i gładka, co bardzo ułatwia rozprowadzanie go na skórze. Ładnie stapia się ze skórą, nie robi plam i nie ciemnieje w ciągu dnia. Po zaschnięciu staje się całkowicie matowy i nie wyróżnia się po nałożeniu podkładu. Pigmentacja jest świetna - zakryje naprawdę wszystko! Od zaczerwienień, przez blizny, przebarwienia, zmiany trądzikowe, aż po znamiona. Naprawdę, dzięki niemu możemy mieć idealnie gładką, jednolitą cerę.


Na pewno nie zapycha, ale może podkreślać suche skórki, a nawet lekko wysuszyć skórę wokół oczu, więc warto przed jego nałożeniem zadbać o dobry peeling i krem nawilżający.

Teraz kilka słów o samej jego aplikacji. Nakładany pędzelkiem może się delikatnie ścierać. Ja nabieram odrobinę na palec i dosłownie "wciskam" go w skórę, potem dopiero rozcieram granice pędzelkiem. W ten sposób zakrywam wszystko, co chcę zakryć i nie martwię się, że pod koniec dnia to "coś" będzie znowu widoczne. Słyszałam też, że kamuflaż nadaje się do aplikacji na powieki, jako baza pod cienie, ale powiem szczerze, że nie próbowałam. Myślę, że ze względu na swoją konsystencję, mógłby się zbierać w załamaniu.


Jak widać na zdjęciu powyżej, odcień który posiadam (Rosy Beige - najciemniejszy z gamy) wcale nie jest dla dziewczyn ze śniadą cerą. Ładnie stapia się z naturalnym odcieniem skóry i - dobrze nałożony - nie jest wcale widoczny. Szkoda, że blogosfera ma tak duży wpływ na nasze preferencje zakupowe, bo kamuflaż naprawdę ciężko dostać. Nie mówię już o dwóch pozostałych, jaśniejszych odcieniach, które stacjonarnie są praktycznie nieosiągalne. Szukajcie go w Naturach, bo warto! 


Poczułam magię Świąt, czyli... świąteczne zapachy Yankee Candle :)

Chyba się nie obrazicie, jak na wstępie Wam powiem, że to nie będzie kolejna, standardowa recenzja? :D Podobno mam talent, więc naskrobałam świąteczne opowiadanie :)

Kate (tak na nią mówiono, naprawdę miała na imię Kasia) z zaciekawieniem słuchała rozmów swoich koleżanek, które przez 1,5 godziny wykładu ciągle wałkowały ten sam temat - zapachy. Gadały o perfumach, dezodorantach, świecach, olejkach, kominkach i... woskach. "Tarty, samplery, YC.. Co to u licha jest?!" - myślała zdezorientowana Kate. Podeszła do koleżanek i zwyczajnie zapytała. Odpowiedzi jednak nie uzyskała, usłyszała tylko "hahahaha, ona nie zna wosków!"... Zrobiło jej się trochę głupio/przykro/smutno, więc postanowiła, że coś z tym zrobi.


Wróciła do domu trochę zmęczona, bo profesor nie prowadził ciekawych wykładów z finansów - jego wywody były tak nudne, że nawet człowiek, który ma w sobie 100% energii po 15 minutach padłby jak mucha. Pogłaskała rudego kota, który przywitał ją w drzwiach wesołym miauczeniem. "No tak, jak zwykle jesteś głodny..." - przewinęło się przez jej głowę, gdy do czerwonej miski wsypywała kotu suchą karmę o jego ulubionym smaku. Włączyła laptop i uruchomiła przeglądarkę. Sprawdziła pocztę - nic ważnego, pełno spamu. Przypomniała sobie, że przecież miała coś sprawdzić! Wpisała w wyszukiwarce "woski zapachowe do kominka". Włączyła stronę, która była na pierwszym miejscu w wynikach, sklep Goodies.pl. Zaczęła przeglądać ofertę i... przepadła.


Na stronie głównej zobaczyła napis "Dzień Darmowej Dostawy - wysyłka za darmo przy zakupach powyżej 20 zł tylko dziś, 2 grudnia!". Olała to, nie chciała przecież nic kupować, chciała tylko dowiedzieć się, co to są te nieszczęsne woski. Jej oczy świeciły się, gdy czytała nazwy woskowych tart: Listopadowy Deszcz, Spacer Na Plaży, Jaśmin O Północy, Miękki Koc, Wspomnienia Z Dzieciństwa... No ok, ładnie wyglądają, mają tajemnicze, zachęcające nazwy, ale nadal nie wiedziała jak się ich używa.

To też da się wygooglać. Trafiła na blog dziewczyny zakochanej w woskach YC - pisała o nich notorycznie, zachwycając się każdym zapachem. Właśnie od niej Kate dowiedziała się, że woski trzeba pokruszyć i wrzucić do kominka, a pod spodem odpalić bezzapachowy tealight. "Mam kominek, bezzapachowe świeczki też, tylko wosków brak..." - ta myśl popchnęła Kate do trochę szalonej decyzji. Postanowiła, że skorzysta z DDD i zamówi swoje pierwsze tarty, mimo, że na jej bankowym koncie wiało pustką. "Przecież za tydzień mam urodziny, nikt nie będzie pamiętał, sama zrobię sobie prezent".


Do wyboru miała tyyyyyle zapachów, ale kupiła tylko 5. W dodatku były to zapachy świąteczne, a przecież Kate nienawidzi Świąt - według niej Wigilia to dzień jak każdy inny, tylko jedzenia więcej, a przedświąteczny okres jest jedynie szansą dla sklepów na zarobienie grubych milionów przez przyciąganie ogłupionych klientów pięknymi ulotkami i kuszącymi promocjami. Kliknęła "Kup Teraz" i wybrała opcję przesyłki poleconej priorytetowej - maksymalnie za dwa dni powinna już mieć swoją paczkę. Czekała dzień, drugi, trzeci.. A wosków nadal nie było. Coś ją tknęło. Wzięła kluczyk i poszła do skrzynki pocztowej. Otworzyła i zobaczyła... awizo, wypisane 2 dni wcześniej. "Co to jest?! Siedziałam cały dzień w domu! Przeklęty listonosz!". Ubrała kurtkę, czapkę, szalik, rękawiczki, założyła grube skarpety i poszła na pocztę. Co z tego, że placówka jest 100 m od jej bloku, Kate była strasznym zmarzluchem i nawet, gdy szła wyrzucić śmieci, ubierała się conajmniej tak, jakby miała jechać na Syberię.


Podeszła do okienka, podała awizo i z uśmiechem czekała, aż Pani siedząca po drugiej stronie, poda jej przesyłkę. Pani jednak w ogóle się nie spieszyła i nie wyrażając żadnych emocji, bez słowa zniknęła za białymi drzwiami. Kate po 5 minutach czekania zaczęła się już niecierpliwić. Miała nawet podejść do drugiego stanowiska i zapytać, czy babie w okularach ze szkłami jak denka od słoików i włosami fioletowymi jak jagody nic się nie stało, ale owa baba wreszcie przyszła. Nadal bez mimiki, bez cienia zainteresowania klientem, podała Kate kartkę i opryskliwym tonem prawie wykrzyczała "Podpis..", wskazując na wykropkowane miejsce. Kate podpisała, włożyła niewielkich rozmiarów białą kopertę do torebki i szybkim krokiem oddaliła się w stronę domu.


Kot tym razem nawet nie podniósł swojego rudego łba, gdy jego Pani otworzyła drzwi mieszkania. Pozostał niewzruszony jej sapaniem i chwilowym brakiem sił, bo przecież on nie musi biegać po schodach na czwarte piętro i nie rozumie, jaka to udręka, nawet dla takiej postawnej kobiety, jak ona. Kate powiesiła kurtkę na wieszaku, wyjęła paczkę i zaczęła ją ostrożnie otwierać. Oczy świeciły jej się jeszcze bardziej, niż podczas przeglądania wosków w internecie. Gdy już udało jej się rozerwać kopertę, oniemiała. "Nigdy nie trzymałam w rękach bardziej pachnącej paczki..." Ciekawość sięgała zenitu. Od razu odłożyła dwa woski na bok - to był prezent dla przyjaciółki, która tak samo lubiła piękne zapachy. Trzy pozostałe dokładnie obwąchała i.. postanowiła, że od razu odpali kominek.

Na pierwszy ogień poszedł Macintosh Spice. Wosk zaczął się topić, a jej niewielką kawalerkę powoli wypełniał zapach jabłek posypanych cynamonem. Aromatyczna woń od razu przywiodła wspomnienie szarlotki pieczonej razem z babcią, gdy Kate miała zaledwie 6 lat. Najpierw szły do sadu i zrywały świeże jabłka, a potem kroiły je na kawałki, posypywały przyprawami i piekły przepyszne ciasto. "Chyba jestem głodna" - Kate poszła do kuchni i wygrzebała z szafki ciastka owsiane. To nie to samo, ale parcie na słodycze zaspokojone.


Kolejną przygodę z Yankee Candle przeżyła podczas swoich urodzin. Zaprosiła znajomych, przygotowała smaczne przystawki, dokładnie posprzątała mieszkanie a kota podrzuciła sąsiadom, w obawie, że przez jego niezdarność straci dwie butelki wódki i pół zastawy obiadowej, którą dała jej babcia. Niby wszystko było gotowe, ale czegoś jej brakowało. Wzięła kominek, ułamała kawałek białego wosku o wdzięcznej nazwie Christmas Cookie i podpaliła świeczkę zapalniczką, łamiąc sobie przy tym paznokieć. Po chwili poczuła się tak błogo, że marzyła tylko o tym, by położyć się pod kocem z kubkiem kakao w ręku i przeczytać jakąś dobrą książkę. Świąteczne ciastko pachniało bowiem masłem, wanilią, ciastem drożdżowym i cukrem. Słodki, przyjemny zapach. A Kate takie uwielbiała :)


Po urodzinowej imprezie została tylko masa dobrych wspomnień, 1000 zdjęć i.. pół dnia sprzątania. Emocje szybko opadły, a Kate wróciła do szarej codzienności. Chodziła na zajęcia, karmiła kota, gotowała, sprzątała... Ale pewnego dnia obudziła się i czuła, że to będzie wyjątkowy dzień. Od rana miała dobry humor. Włączyła radio i nucąc "Last Christmas", wzięła się za robienie śniadania. Potem czas na kawę. "A może kominek odpalę? Mam jeszcze jedną tartę.." - pomyślała. Wzięła czerwony wosk z napisem Christmas Memories i wrzuciła go do kominka. Włączyła TV - oprócz informacji, że "zima znów zaskoczyła drogowców", nie znalazła nic, co mogłoby ją zainteresować. Ale zaraz, zaraz.. Jej wrażliwy nos wyczuł coś nowego. Orzechy, choinka, cynamon, pierniki - tak właśnie pachniały świąteczne wspomnienia. Zaczęła przypominać sobie wizyty Świętego Mikołaja, gdy jeszcze była dzieckiem, pierwsze prezenty, ubieranie choinki, przygotowywanie 12 potraw. Spojrzała w kalendarz - był 23 grudnia. Chwyciła za telefon i szybko wybrała numer. "Babciu, jadę do Was! Przecież jutro Wigilia!" - powiedziała podekscytowana. Spakowała się, wsiadła do swojego niebieskiego, wysłużonego auta i z towarzyszącą jej świąteczną melodią, wydobywającą się z głośników, myśląc o choince, prezentach i rodzinnej atmosferze pojechała do domu. Wreszcie poczuła Magię Świąt :)



CC Cream 10w1 od Bielendy

Gdy pokazywałam Wam paczkę od Bielendy, oprócz olejku arganowego, Wasze ogromne zainteresowanie wzbudził krem CC. Jest to nowość na polskim rynku, kremy CC są bowiem następcami popularnych już BeBików. Ale co właściwie oznacza CC? Jest to skrót od "Colour Correcting" lub "Colour & Care". Ma mieć podobno lepszy skład od BB (bardziej dbać o kondycję skóry) i zapewniać lepsze wyrównanie kolorytu.



Jeżeli ciekawi Was odcień CC z Bielendy, bo będziecie chciały zobaczyć, czy jest odpowiedni do Waszego odcienia skóry, to od razu napiszę: TO NIE JEST KREM KRYJĄCY, nie ma formuły krem + podkład. Jest zielony jak Shrek, ale o tym później :P

CC jest zamknięty w miękkiej tubce o pojemności 75 ml, ze złotą zakrętką. Dodatkowo tubkę zabezpieczono kartonikiem, który zawiera wszystkie potrzebne informacje. Producent zapewnia, że CC Cream ma spełniać 10 funkcji:

 1. Maskować niedoskonałości takie jak:
     - rozszerzone pory
     - pajączki
     - przebarwienia
     - blizny potrądzikowe
 2.  Neutralizować zaczerwienienia
 3.  Długotrwale nawilżać skórę przez 24 h
 4.  Tonować i ujednolicać koloryt cery
 5.  Wzmacniać i uszczelniać naczynka
 6.  Łagodzić podrażnienia
 7.  Idealnie wygładzać
 8.  Usuwać oznaki zmęczenia i stresu
 9.  Zawierać naturalny filtr UV
10. Stanowić idealną bazę pod makijaż


Już teraz wspomnę, że nie spodziewałam się po nim cudów, szczególnie biorąc pod uwagę niewypały, jakimi były niektóre kremy BB. Ten okazał się jednak inny - nie ma w nim podkładu, nie ma funkcji kryjącej, jest zielony (a jak wiadomo, zielone korektory są na zaczerwienienia i przebarwienia). Rzuciłam okiem na skład - jest ok, nie ma silikonów, nie ma parabenów - może być okej :)

Konsystencja jest lekka, dość rzadka, ale dobrze rozprowadza się na skórze. Zapach już od pierwszego użycia przypadł mi do gustu - jest słodkawy, przyjemny, przypomina mi perfumy :) Krem szybko się wchłania i nie pozostawia tłustego filmu na skórze.


A jak z działaniem? Czy rzeczywiście ta zielona, shrekowa maź ma 10 funkcji?
Nie. Ale polubiłam ten wynalazek. Zaraz po nałożeniu czuć, że działa - skóra jest nawilżona, miękka w dotyku, a jednocześnie matowa. Cera lekko się rozjaśnia, wygładza, zaczerwienienia są zmniejszone, a kolor delikatnie (podkreślam) wyrównany. I nic poza tym. No, może dodam, że nadaje się pod makijaż - może służyć jako baza.


Moim zdaniem ten CC Cream może być hitem, ale wśród osób, które nie mają większych problemów z cerą. Moja twarz jest okropna, dlatego nie spodziewam się, że jakikolwiek krem coś z nią zrobi.
Jest fajną alternatywą dla ciężkich, silikonowych baz pod podkład. Działanie ma podobne, a zapewne na dłużej starczy :) Powtarzam jeszcze raz, że zielony CC nie ma funkcji kryjących, jego zadaniem jest ujednolicenie koloru skóry. I w tej roli sprawdza się bardzo dobrze. Nie zamaskuje jednak pajączków, zmian trądzikowych i rozszerzonych porów. Dla mnie jest dobry. Nie wspaniały i cudowny, ale dobry :)

Kosztuje ok. 23 zł/40 ml.
Dostępne są również 2 inne wersje: różowa neutralizująca cienie i żółta na siniaki i pajączki, która ma tworzyć efekt "rajstop w kremie".



Listopadowe zdobycze

Ksawery dzisiaj skutecznie popsuł mi dzień. A Mikołajki tak fajnie się zaczynały... Nadrabiam powoli zaległości na Waszych blogach - dziś i jutro mam chwilę wytchnienia.

No nieważne, nagrałam dla Was nowy filmik! Zawsze lubię oglądać "haule" u innych dziewczyn, więc mam nadzieję, że z chęcią spędzicie ze mną te 5 minut :)


Kosmetyków dużo nie jest, ale o każdym powiedziałam to, co miałam powiedzieć. Wspominam też, że czekam za kilkoma paczkami - ze względu na to film jest krótki. Z góry przepraszam za chrypkę i przejęzyczenia, ale przeziębienie mnie pokonało :( Oglądajcie!



Subskrybujecie już mój kanał? :D



Blogerski hit - Drożdżowa maska do włosów, Receptury Babuszki Agafii

Ten słoiczek widziały już oczy chyba wszystkich (na pewno większości) blogerek kosmetycznych. Drożdżowa maska do włosów prosto z Rosji, wychwalana, wynoszona wręcz pod niebiosa. Podbiła serca wielu Polek, m.in. przez swój ciastkowy zapach i wpływ na porost włosów. Osobiście miałam na nią ochotę od daaaawna, naczytałam się miliona postów, naoglądałam 5 milionów zdjęć na blogach, ale... stwierdziłam, że poczekam. Powiem Wam tylko jedno: można ją albo kochać, albo nienawidzić.


Ale od początku. Maska jest zapakowana w duży, plastikowy słoik o pojemności 300 ml. Pod zakrętką znajduje się dodatkowe zabezpieczenie (z ulotką, niestety w języku rosyjskim), dzięki któremu kosmetyk nie wylewa się i mamy pewność, że w podróży nic się nie stanie. Na początku wydawało mi się, że 300 ml to dużo, ale teraz wiem, że nie ma co się łudzić. Maska ma bowiem bardzo rzadką, leistą, przeciekającą przez palce konsystencję i na całe włosy trzeba jej nałożyć naprawdę dużo, żeby je równomiernie pokryć.


Teraz kilka słów o zapachu. Jedni piszą, że śmierdzi drożdżami, drudzy, że mega-super-słodko-pachnąco-ciasteczkowo. Ja wyczuwam tam migdały, wanilię, drożdże, masło i... zboże. Tak, zapach świeżo młóconej pszenicy. W każdym razie zapach baaaardzo słodki i śliczny, powiedziałabym nawet, że ciepły i otulający - szkoda, że nie utrzymuje się na włosach. Ale nic dziwnego, bo w składzie znajdziemy m.in. drożdże piwne, sok brzozowy, olej z kiełków pszenicy, olej z orzeszków cedrowych i olej z owoców dzikiej róży. A jeśli już mowa o składzie, brak tam chemii. Maska jest niemalże w 100% naturalna. WOW!


Gdy używałam maski wg zaleceń na opakowaniu, ubywało jej z opakowania bardzo dużo podczas każdej aplikacji. Włosy po spłukaniu i wysuszeniu były idealnie wygładzone, miękkie, sypkie i puszyste. Ale w ten sposób słoiczek po góra 3 tygodniach zobaczyłby swoje dno. Postanowiłam więc poszukać innych sposobów na zastosowanie drożdżowego specyfiku. I znalazłam :) Maskę zaczęłam nakładać codziennie na noc, ale.. tylko na skórę głowy. Na całą długość włosów natomiast używałam jej raz w tygodniu.


W sumie, jeżeli chodzi o stan włosów, to za dużo się nie zmieniło. Pomyślałam sobie, że maska jest taka przeciętna, bo niby rzadka konsystencja, mało wydajna, cudownego działania nie ma... Aż pewnego dnia zobaczyłam w lustrze, jakie mam ogromne odrosty. Szybko przeskanowałam kalendarz. Kiedy farbowałam włosy? 3 tygodnie temu?! :O Potem pojawił się drugi " problem". Idę do siłowni, związuję włosy w kucyk, zaczesuję wszystko do tyłu. A co to? Czemu to tak sterczy i za cholerę nie chce przyklapnąć bez użycia lakieru? OMG, moje włosy ROSNĄ!!! :D

A poniżej dowody zbroni: okropne odrosty i mnóstwo sterczących baby hair! :)


Nie mówię oczywiście, że maski nie można stosować na całą długość włosów. Oczywiście, że można, ale wtedy na długo Wam nie starczy. Wmasowywana na noc w skórę głowy potrafi zdziałać cuda, co zresztą same przed chwilą zobaczyłyście. Poza tym zapach jest naprawdę śliczny i na zimę będzie jak znalazł.

Maskę dostałam do testów od sklepu Skarby Syberii.
Obecnie możecie ją kupić na ich stronie internetowej w zaskakująco niskiej cenie - 13,90zł! Skorzystajcie z promocji, bo warto. Ja na zastępstwo drożdżowej Babuszki kupiłam sobie Złotą Maskę Ajurwedyjską, tak na wypróbowanie. Ale do tego cuda na pewno wrócę!




Fitomed - Olej ze słodkich migdałów

Zauważyłam, że od jakiegoś czasu wiele dziewczyn zaczyna stosować kosmetyki naturalne. Przed zakupem sprawdzamy dokładnie etykiety, szukamy składników prosto z przyrody - olejków, wyciągów z roślin. Dlatego też na rynku polskich kosmetyków zaczyna się pojawiać coraz więcej tego typu specyfików. Jest na nie coraz większy popyt, a dla naszej skóry i włosów taka sytuacja jest jak najbardziej dobra :)


Boom na naturalne kosmetyki dotarł także do mnie. Jakiś czas temu od firmy Fitomed dostałam tłoczony na zimno olej ze słodkich migdałów. Producent pisze: "Olej ze słodkich migdałów należy do najlepszych olejów kosmetycznych. Zawiera głównie kwas olejowy i NNKT. Stosuje się go w oczyszczaniu i pielęgnacji cery podrażnionej, wrażliwej, cienkiej i dojrzalej. Ma wszechstronne zastosowanie, jest delikatny, lekki, praktycznie bez zapachu. Znakomity do masażu, pielęgnacji skóry."

Dużo czytałam o jego świetnym działaniu i wielu zastosowaniach, postanowiłam więc, że będę go używać na kilka sposobów: do włosów, do ciała i do oczyszczania twarzy.




We wszystkich przypadkach bezzapachowa, migdałowa maź sprawdzała się świetnie :)
Na włosy nakładałam go zazwyczaj na całą noc. Rano, po umyciu, cieszyłam się nawilżonymi, gładkimi i błyszczącymi kudłami. Olej bez problemu radzi sobie ze zmywaniem makijażu i oczyszczaniem twarzy, nie podrażniając przy tym oczu i nie przyczyniając się do przetłuszczania cery. Sporadycznie też zastępował mi balsam do ciała i gościł na mojej skórze od razu po kąpieli. Dobrze łagodził podrażnienia i nawilżał - ot, co.


Jedyne, co mi przeszkadzało to leista konsystencja i niepraktyczny dozownik - jak w żelach do mycia twarzy. Już po kilku użyciach po etykietce z napisami została tylko tłusta plama, poza tym podczas aplikacji oleju zawsze musiało się coś rozlać.

Mimo tego, olej naprawdę bardzo polubiłam. Przede wszystkim za wiele zastosowań i świetne działanie, ale nie tylko. Jest lekki i nadaje się także do pielęgnacji skóry niemowląt i dzieci. Skład jest zatrważająco długi. W liście INCI widzimy tylko Prunus Dulcis :) Może myślicie sobie, że taki naturalny, dobrze działający olej jest drogi? Otóż nie! Bo w sklepie internetowym Fitomed  możecie tę 150 mililitrową butelkę nabyć za 17 zł.

Warto? Oczywiście :)


Moja kolekcja tuszy do rzęs :)

Z nudów nagrałam nowy filmik, a w nim... moją kolekcję tuszy do rzęs :) Nie jest pokaźna, ale zawsze coś.


Zapraszam do oglądania na YouTube:



A tymczasem przypominam o rozdaniu, w którym do wygrania 3 zestawy kosmetyków. Zgłaszać możecie się tutaj:

Miłego wieczoru! :)


Świąteczny KONKURS z marką CeCe of Sweden

Niedawno na moim kanale zamieściłam filmik dot. kosmetyków do włosów marki CeCe of Sweden. Produkty przypadły mi do gustu i wywołały niemałe zainteresowanie z Waszej strony. Marka wprowadziła na rynek nowość - kosmetyki do pielęgnacji ciała z serii ARGAN ;)


Kosmetyki ARGAN od Cece of Sweden mają opakowania bardzo niebanalne, ze złotym zdobieniem, zapach też mają niejednoznaczny, bliski perfumom - mogą być wspaniałym prezentem na święta! Uwierzcie, sprawdziłam na własnej skórze! :)
W związku z tym wraz z marką CeCe of Sweden przygotowaliśmy dla Was konkurs, w którym do wygrania są 3 zestawy kosmetyków z serii ARGAN, składające się z żelu pod prysznic i masła do ciała.



Żeby wziąć udział w rozdaniu musisz:
- być publicznym obserwatorem bloga Kosmetyczne Sekrety
(punkt obowiązkowy, 1 los)
- wypełnić formularz zgłoszeniowy

Dodatkowo możesz:

- odpowiedzieć na pytanie konkursowe (+2 losy)
- dodać banner rozdaniowy na bloga (+1 los)
- polubić Kosmetyczne Sekrety na Facebooku (+1 los)

- polubić CeCe of Sweden na Facebooku (+1 los)
- udotępnić informację o rozdaniu na fb (+1 los)

Maksymalnie można więc zebrać aż 7 losów!


Odpowiedź na pytanie nie jest wymagana, jednak macie za to dodatkowe punkty, więc fajnie, gdybyście coś napisały. Najciekawsze odpowiedzi opublikuję na blogu wraz z ogłoszeniem wyników :)







Wyżej bannerek do pobrania, który możecie umieszczać na swoich blogach :)


Formularz:




Regulamin:
1. Organizatorem rozdania jest autorka bloga Kosmetyczne Sekrety.
2. Fundatorem i organem odpowiedzialnym za wysyłkę nagród jest firma Beliso.
3. Rozdanie trwa od 02.12.2013r. do 16.12.2013r. do godziny 00:00. Po tej godzinie zgłoszenia nie będą uwzględniane.
4. Nagrodami w konkursie są 3 zestawy kosmetyków do ciała CeCe of Sweden z serii Argan. Nagrody nie można wymienić na ekwiwalent pieniężny.
5. Konkurs wygrywają 3 osoby. Aby wziąć udział w rozdaniu, należy być publicznym obserwatorem bloga Kosmetyczne Sekrety i wypełnić formularz konkursowy.
6. Zwycięzcy zostaną wyłonieni drogą losowania.
7. Wyniki konkursu zostaną ogłoszone 17.12.2013r., a nagrody wysłane najpóźniej 2 dni od przekazania adresu do wysyłki.
8. Zwycięzca jest zobowiązany do podania drogą mailową swoich danych teleadresowych, w celu wysłania przesyłki. Wysyłka nagród tylko na terenie Polski.
9. Biorąc udział w rozdaniu, akceptujesz regulamin i wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych.
10. Do rozdania nie stosuje się przepisów ustawy z dnia 29 lipca 1992 r. o grach i zakładach wzajemnych.


POWODZENIA! :)

Kiermasz Świąteczny - zaproszenie

Dzisiejszy wpis kieruję do fanek z Warszawy i okolic - wiem, że mam takie :D
MK Serwis organizuje fajne wydarzenie - kiermasz świąteczny, na którym możecie kupić fajne kosmetyki w zaskakująco niskich cenach. Program "imprezy" jest ciekawy, więc mam nadzieję, że z zaproszenia skorzystacie :)
Zainteresowane zapraszam po więcej informacji TUTAJ:

https://www.facebook.com/events/178997715627771/?fref=ts

Będziecie? :)



Wyniki rozdania

Heeeeej :)
Jak tam po Andrzejkach? Balowałyście? :D
Niedługo Mikołajki, więc nie przedłużając, podaję wyniki mojego rozdania. Dla przypomnienia, to była nagroda:


Do rozdania zgłosiło się 28 osób, a łącznie uzbierało się 71 losów. Zwyciężył numerek..


...4! A pod tym numerkiem krył się komentarz Justyny K.


Gratuluję kochana, już piszę do Ciebie maila :)

A Wy nie uciekajcie, tylko czekajcie cierpliwie, bo już niebawem ruszy kolejny konkurs, w którym do wygrania będą 3 zestawy kosmetyków.

Miłego dnia! :*

AddThis