ShinyBox kwiecień 2016: Spring xoxo!

"Wiosna to czas zmian, a zmiany niewątpliwie są naszą kobiecą domeną! Zwłaszcza teraz powinnyśmy szczególnie zadbać o ciało, skórę i włosy i rozpocząć przygotowania do lata. Kwietniowe pudełko ShinyBox pozwoli Ci rozkwitnąć na nowo! Dołóż do niego uśmiech i spraw, by ta wiosna wypełniona była po brzegi pięknem! :)"  - takimi słowami ekipa Shiny opisała kwietniowe pudełko Spring xoxo! 


Box tym razem był wypełniony aż po brzegi - znalazło się w nim aż 7 produktów (w wersji dla pojedynczych zamówień), lub 8 w pudełkach dla subskrybentek. Tym razem nie mam na co narzekać, zobaczcie same:



VASELINE, Rosy Lips, Balsam do ust z olejkiem różanym i migdałowym, 9,99 zł/20 g

Zapewnia miękkość i zdrowy wygląd ust. Przywraca wargom ich naturalny koloryt oraz świetnie sprawdza się w roli delikatnego błyszczyka.

Tak, jak nie lubię zapachu róży, tak ten balsam dla mnie pachnie cudnie! Skład prosty i krótki - wazelina z olejkami. Na krótką metę nawilża bardzo dobrze, ale zobaczymy, czy poradzi sobie ze spierzchniętymi ustami i trwale poprawi ich wygląd. 


IDEEPRHARM, Kremowy opatrunek Podologic Med, 11,60 zł/ 100 ml - miniatura

Doskonale odżywia, wspomaga regenerację i odnowę skóry oraz jej naturalną odporność na uszkodzenia. Skóra stóp odzyskuje elastyczność, gładkość i zdrowy wygląd.

Kremów do stóp mam zapas na 3 lata, ale i tego spróbuję. Przecież to tylko miniatura, więc szybko się zużyje :) Pierwsze wrażenie jak najbardziej na plus! Skóra nawilżona i miękka, nawet pięty jakieś takie ładniejsze. Jestem go bardzo ciekawa! 


GESHA, Collagen Drink, 79 zł/ 10 szt.

Zawiera hydrolizowany kolagen morski o nazwie "peptan" z Francji. Kompleksowe badania kliniczne przeprowadzone w Japonii i Francji potwierdzają skuteczność hydrolizowanego kolagenu, który zapewnia młodszy i zdrowszy wygląd skóry.

Ja naprawdę wierzę, że on działa, ale wydatek rzędu 240 zł miesięcznie mnie trochę przeraża... Pachnie ładnie, zawiera same cudowne, odmładzające i naturalne składniki, ale smak jest bardzo średni. Co tu dużo mówić, po prostu wali rybą :D Czytałam, że można mieć po nim odruchy wymiotne - u mnie nie wystąpiły, ale na pewno nie zdecyduję się na zakup większej ilości.


CZTERY PORY ROKU, Skoncentrowane serum do rąk i paznokci, 8,59 zł/50 ml

Wysoka koncentracja składników aktywnych skutecznie opóźnia procesy starzenia się skóry dłoni. To przede wszystkim zasługa zawartego w nim koenzymu Q10, który pobudza wzrost i regenerację komórek, spowalnia procesy ich starzenia i obumierania.

Serum znam i bardzo lubię. Rzeczywiście, odmładza dłonie, wygładza skórę i przyzwoicie nawilża - jeśli szukacie czegoś do częstego stosowania, zdecydowanie polecam. Dostępne w większości drogerii, za kilka złociszy, więc każdy może sobie pozwolić na tego cudaka ;)


URODA POLSKA, Olejek do twarzy Oil Repair, 21 zł/10 ml - prezent dla subskrybentek

Ekskluzywny, 100% naturalny olejek, który zapewnia skórze głębokie i długotrwałe nawilżenie, regenerację oraz świeży i promienny wygląd.

Olejek miałam już w pudełku Joanny Krupy. Stosowałam go głównie na szyję i dekolt, ale nie widziałam spektakularnych efektów. Owszem, nawilżył i wygładził, ale nic ponadto :)
   

LAMBRE, Odżywka do paznokci Natural Beauty, 17,90 zł/10 ml

Nawilża, odżywia i dba o prawidłowy wzrost paznokci i ich zdrowy wygląd. W pudełku znajduje się wymiennie odżywka odbudowująca bądź nawilżająca.

Na jakiś czas będę zmuszona zrezygnować z hybryd, więc odżywka do paznokci spadła mi z nieba. Mam nadzieję, że wzmocni osłabioną i zniszczoną płytkę, a także przyspieszy wzrost. Jedyny minus to brak instrukcji użycia na opakowaniu. Nie wiem, jak często mam się tym malować. Ktoś coś?
  

PILOMAX, Odżywka Wax Express Włosy grube i normalne, 20,50 zł/200 ml

Kosmetyk przeznaczony do włosów zniszczonych, sztywnych, grubych i normalnych. Odżywia oraz kondycjonuje włosy i skórę głowy. Wygładza włosy i nadaje im połysk. Chroni włosy przed uszkodzeniami i rozdwajaniem.

Ani nie mam włosów grubych, ani normalnych, ale spróbowałam. No cóż, szału nie ma, więc albo pójdzie w świat, albo zużyję do golenia ;)
   

COSMEPICK, Cienie do powiek Eyeshadow Quattro, 12 zł/szt.

Formuła bogata w naturalny jedwab i minerały, które zapewniają efekt idealnej gładkości. Witamina E zapewnia odpowiednią pielęgnację delikatnej skóry powiek. Cienie dostępne są w kasetkach zawierających wygodny aplikator. Mix kolorów.

Pigmentacja bardzo fajna, ale kolory zupełnie nietrafione. Również trafi w dobre ręce :) Zaznaczam, że data ważności to listopad 2016, więc na pewno nie zdążę ich zużyć do tej pory...


I na koniec próbki - krem ze śluzem ślimaka One Ingredient, o zawrotnej cenie 249 zł za opakowanie, a także nowości od Farmony, które znam i lubię. Ślimakowy krem świetny! Byłam zachwycona tym, jak świetnie moja cera wyglądała, gdy się wchłonął. Szkoda, że tak dużo kosztuje, bo chętnie sprawiłabym sobie 50 ml słoiczek ;)

Jak Wam się podoba kwietniowy ShinyBox? Znacie któreś z produktów?


Longstay Liquid Matte Lipstick - Nowość od Golden Rose

Po wielkiej furorze, jaką zrobiły w kosmetycznym świecie szminki Velvet Matte Lipstick, a także ich następczynie, Matte Crayon Lipstick, wydawałoby się, że marka Golden Rose nie wymyśli już nic, co mogłoby im dorównać. A jednak! Na stoiskach firmowych jakiś czas temu pojawiły się matowe, płynne pomadki. Jeszcze bardziej napigmentowane, jeszcze trwalsze, jeszcze lepsze i jeszcze piękniejsze. 
     

Longstay Liquid Matte Lipstick to jak sama nazwa wskazuje - matowa pomadka w płynie. Producent gwarantuje perfekcyjne, pełne pokrycie ust matowym kolorem przez wiele godzin, bez uczucia przesuszenia i lepkości, bez rozmazywania i "zjadania" koloru. Lekka formuła wzbogacona w witaminę E i olej z awokado sprawia, że nasze usta będą niezwykle nawilżone i gładkie. Dostępne są w 12 odcieniach, a ich cena (w sklepie Golden Rose) to 19,90 zł/5,5 ml.


Jeśli chodzi o same opakowania, jak zwykle jestem zachwycona. Smukłe, eleganckie buteleczki, dodatkowo zapakowane w czarne kartoniki pozwalają nam poczuć, że stałyśmy się posiadaczkami ekskluzywnego produktu. Zdecydowałam się tylko na dwa kolory, bo pozostałe (te same bądź zbliżone) mam już w wersji Velvet lub Crayon. Jestem jednak zadowolona z wyboru, bo obie szminki będą idealne na lato. Na stoisku GR w moim mieście była dostępna cała gama kolorów - pomyślałam, że albo informacja o nowościach jeszcze do nas nie dotarła, albo te szminki są słabe. 
   

08 to jasny, neonowy róż. Wybrał mi go Adrian - i chociaż przy stoisku nie byłam przekonana, czy kiedykolwiek go nałożę na usta, to po pierwszym użyciu od razu się w nim zakochałam :) 07 natomiast to malinowy, zgaszony, brudny róż, który po zastygnięciu nabiera trochę mocy i momentami mam wrażenie, że robi się fuksjowy (?) Ot, taki kameleon, dobry na co dzień. Do śmigania po zakupy, do kościoła, na randkę, czy na spacer z kotem (królikiem, szczurem, kurą, czy co tam hodujecie) :)
 

Aplikator w formie gąbki jest mięciutki i elastyczny, ale ze względu na to, że szminki są mocno napigmentowane i szybko zastygają, polecałabym obrysować kontur ust pędzelkiem, a dopiero wypełnienie zrobić za pomocą tej gąbeczki. Jeśli zdarzy Wam się choć trochę wyjechać tam, gdzie nie potrzeba, cała twarz do poprawki. Szminka nie zejdzie potarta palcem, nie zejdzie też potarta chusteczką, czy to suchą, czy nawilżoną. Do jej usunięcia potrzeba tłustej dwufazówki - domyśliłyście się już chyba, że trwałość jest powalająca? :)



Jeśli chodzi o efekt, jestem po prostu zakochana w tych szminkach! Proszę, Golden Rose, nie wypuszczajcie już żadnych nowości na rynek, bo pójdę z torbami... :) 

Podczas aplikacji wyczuwalna jest ich pudrowość i matowa formuła - choć rozprowadzają się gładko i bezproblemowo, podczas zastygania czuć na ustach delikatne mrowienie i ściągnięcie, do którego na początku nie mogłam przywyknąć. Nie powoduje to jednak żadnego dyskomfortu podczas noszenia - po chwili to uczucie znika, bo szminka zastyga, a usta robią się idealnie matowe (identycznie jak przy REV z Bourjois). Muszę przyznać, że Liquid Matte Lipstick, jak to matowe produkty, troszkę wysuszają wargi, ale nie jest to tak widoczne i odczuwalne, jak przy standardowych sztyftach. Warto też wspomnieć o pięknym, słodkim, cukierkowym zapachu, który czuć już po odkręceniu buteleczki. Jestem kupiona :D 
  


Efekt widoczny na zdjęciach utrzymuje się u mnie około 5-6 godzin bez jedzenia i picia, potem szminki zjadają się od wewnątrz i wymagają poprawek. Weźcie jednak pod uwagę, że gdyby nie te małe ubytki (spowodowane przez kontakt ze śliną), Liquid Matte Lipstick są nie do ruszenia. Możecie się całować, drapać po ustach, gryźć, lizać, a kolor zostanie. Jak za 20 zł, dla mnie to rewelacyjna trwałość i myślę, że nie znajdziecie nic lepszego w tej cenie. 


Z pewnością będę się czaić na inne kolory, bo już wiem, że naprawdę warto. I to nic, że będę miała duplikaty tych samych odcieni z poprzednich matowych serii. To nic, że  w mojej kosmetyczce pojawi się dziesiąta czerwona szminka. To nic, że zbankrutuję :D Moje chciejstwo jest ogromne i przypuszczam, że Wy też się skusicie na któryś z odcieni :) 


DERMEDIC Hydrain3 Hialuro, peeling enzymatyczny do skóry suchej i odwodnionej

Złuszczanie martwego naskórka to obowiązkowy etap pielęgnacji każdego rodzaju cery. Jaki peeling wybrać? Przyznam się, że ja do tej pory sięgałam tylko po peelingi mechaniczne. Jedne w 100% naturalne, drugie trochę mniej - sprawdzały się, póki nie zaczęłam kuracji retinoidami, a potem kwasów. Cera była sucha, wrażliwa, skłonna do podrażnień, a każde, nawet najmniejsze, mechaniczne tarcie, wzmagało objawy. Postanowiłam przerzucić się na peelingi enzymatyczne. Szukałam, szukałam, aż w końcu znalazłam. Mojego starego, dobrego przyjaciela marki Dermedic. Seria Hydrain3 Hialuro, uwielbiana przez blogerki, mnie w 90% nieznana.
   

Po raz pierwszy miałam z tym kosmetykiem do czynienia już parę lat temu, gdy dostałam go w którymś z archiwalnych pudełek ShinyBox. Wtedy nie było miłości - owszem, sprawdzał się, ale nie na tyle, żebym używała go regularnie. Skończyło się na tym, że ponad pół tubki musiałam wyrzucić, bo peeling się przeterminował. Teraz, gdy mam troszkę inną cerę, nie wyobrażam sobie pielęgnacji twarzy bez jego udziału. Dlaczego? O tym za chwilkę.

Zacznijmy od opakowania. Ot, taka sobie tubka o pojemności 50 ml. Pudełko eleganckie, solidne, z różnymi wypustkami i bzdetami, zabezpieczającymi nasz peeling przed uszkodzeniem. Wszystko oczywiście zaklejone, dzięki czemu wiemy, że kosmetyk nie był wcześniej otwierany i macany przez wścibskie łapska (zaznaczam, że kupiłam go w aptece). Tubka jest miękka, a sam peeling gęsty i treściwy, co niestety zmusza nas do przecięcia opakowania, gdy kosmetyk już się kończy. No, chyba że ktoś lubi marnować dobre produkty :)


Jak go używam? Nakładam sobie tę maź na me piękne lico raz, dwa razy w tygodniu, w zależności od tego, jak duży mam przesusz. A uwierzcie mi, że przy kwasach przesusz występuje często. Szkoda, że nigdy nie wiem, kiedy zacznę się łuszczyć i zdarza mi się iść do pracy z odstającymi od czoła po brodę skórkami. No, ale nie o tym ;)

Tak jak pisałam wcześniej, peeling ma gęstą, treściwą konsystencję, która jednak łatwo i równomiernie rozprowadza się na twarzy. Zapach? Taki trochę ogórkowy, jak podczytałam na innych blogach. Dla mnie on pachnie szpitalem, ale mnie żaden zapach nie zrazi. Dla mnie olejek pod prysznic z Isany pachnie kwiatkami, a nie rybą, jak to mówio w internetach. W każdym razie, szpitalna woń ginie po paru minutach od nałożenia, a ja siedzę 15-20 minut i czekam, aż moja buźka będzie gładka jak pupcia niemowlaka. 


Podczas tych parunastu minut czuć na twarzy lekkie mrowienie i swędzenie, ale to znak, że peeling jednak działa. U mnie taki efekt występował na początku stosowania (nie był jednak nieprzyjemny), potem już nie czułam nic, oprócz delikatnego chłodku. Po upływie określonego przez producenta czasu nie zmywam pozostałości żelem, ani wodą, a ściągam nadmiar kosmetyku za pomocą wacika lub gąbki. Efekt? Nieskazitelnie gładka, idealnie nawilżona i miękka skóra. Taka, jak po użyciu dobrze szorujących, mechanicznych peelingów, tyle tylko, że bez podrażnień i uczucia ściągnięcia.  


Warto wspomnieć o składzie, w którym główną rolę odgrywają kwas glikolowy, l-arginina, kwas hialuronowy, mocznik, gliceryna i alantoina.  Jak dla mnie, jest to najlepszy peeling enzymatyczny, jaki do tej pory miałam w swoich zasobach. Sprawdzi się na każdym rodzaju cery, od suchej, przez mieszaną, aż po tłustą. Nie podrażnia, nie uczula, świetnie spełnia swoją rolę, a w dodatku nawilża i wygładza. Czego chcieć więcej? Za tę cenę (20-25 zł) naprawdę warto spróbować ;)
  

ShinyBox: Słodki marzec

Marcowa edycja ShinyBox, Słodki Marzec, miała zachęcić nas do spędzenia cudownych chwil relaksu i rozkoszy. Szata graficzna pudełka zdecydowanie na plus - czekoladowa, różowa, słodka aż do porzygu :) Jeśli chodzi jednak o zawartość, ze słodyczą ma mało wspólnego. Słodki jest tylko zapach, ale nie będę już narzekać, bo jest naprawdę nieźle, a na pewno lepiej niż miesiąc i dwa miesiące temu. 
  
W marcowym pudełku Shiny znalazło się aż 5 kosmetyków pełnowymiarowych, wszystkie do pielęgnacji ciała, twarzy i włosów, a także perfumetkę w wersji "do torebki". Ekipa do boxa dołączyła też mini-kosmetyczny gadżet, który jakiś czas temu był bardzo popularny w blogosferze :) Mimo, że postawiono na dwie marki drogeryjne, z pewnością te kosmetyki znajdą u mnie swoje zastosowanie.  Szampon, jeśli nie sprawdzi się na włosach, będzie mi służył do mycia pędzli, podobnie jak żel pod prysznic.

Nie przedłużajmy jednak i zajrzyjmy do środka: 


GLOV, Mini rękawica do demakijażu, 14 zł/szt.

Podręczna mini rękawica do demakijażu nakładana na palec. Rękawica pozwoli na dokładne usunięcie makijażu i perfekcyjne oczyszczenie cery. Jest polecana do każdego typu skóry, także wrażliwej czy atopowej. 


Jak widać na powyższym zdjęciu, "rękawica" jest naprawdę miniaturowa. Nada się nie tylko do demakijażu oczu, ale również całej twarzy, a swoją funkcję spełnia naprawdę dobrze. Myślę, że będę ją zabierać głównie na wyjazdy, bo zajmie na pewno dużo mniej miejsca w walizce, niż płyn micelarny i fura płatków kosmetycznych ;)


LABRAYON LABORATOIRES, Balsam z portugalskiej zielonej glinki, 18 zł/100 ml

Regeneracyjny balsam do włosów. Bogata formuła balsamu, dzięki zastosowaniu szlachetnej zielonej glinki nawilża, wygładza i pogrubia włókno włosa. Zamykając łuski ułatwia rozczesywanie i modelowanie. 

Niestety, używany na długość włosów u mnie się nie sprawdził, ale będę go nakładać na skórę głowy. Świetnie koi zmiany łojotokowe, unosi włosy u nasady, a także przedłuża świeżość. Jedyne, co nie przypadło mi do gustu to zapach - jest typowo glinkowy, błotny, niezbyt przyjemny. Na szczęście niewyczuwalny po spłukaniu.


PERFUMERIA NENESS, Zapach inspirowany La Vie Est Belle, 12 zł/22 ml

Słodko-kwiatowy zapach, będący koncentratem drogocennych składników takich jak: czarna porzeczka, gruszka, irys, kwiat pomarańczy czy jaśmin. Duża zawartość olejków zapachowych gwarantuje trwałość zapachu. Flakonik idealny do torebki. 

Perfumy Neness znam i bardzo lubię, choć różnią się trwałością. Zapachy są identyczne jak oryginały, a flakony świetnie nadają się do torebki. Niedługo zrobię wpis ze zbiorowymi recenzjami wszystkich perfumetek Neness, które posiadam, a trochę ich jest ;)


BIOOLEO, System Roll-On Olej 100%, 56 zł/15 ml

Tłoczony na zimno, 100% naturalny olej do pielęgnacji skóry twarzy. Produkt nie zawiera PEG-ów, konserwantów, barwników, ani sztucznych zapachów. System Roll-On pozwala na wygodną aplikację oleju i wykonanie delikatnego masażu cery. Mix rodzajów. 

Bardzo przypadła mi do gustu forma, w jakiej podano nam olej. Roll-on zdecydowanie ułatwia aplikację olejku na twarz, pozwala również na delikatny masaż okolic pod oczami, czy wokół ust. Skóra jest wyraźnie nawilżona i ujędrniona - jestem na tak! 


TIMOTEI, Szampon "Zachwycające wzmocnienie", 8,99 zł/250 ml

Szampon idealny w pielęgnacji włosów suchych i zniszczonych. Został wzbogacony organicznym olejkiem arganowym. Ta bogata formuła pomaga regenerować włosy i zmniejsza ich łamliwość, powoduje, że są gładkie, mocne i lśniące. 
   
Za szamponami Timotei nie przepadam, aczkolwiek na pewno przetestuję nową wersję na sobie. Skład nie powala, ale tak jak pisałam wcześniej, najwyżej posłuży mi do mycia pędzli ;)


BIAŁY JELEŃ, Hipoalergiczny żel pod prysznic, 8,99 zł/250 ml

Hipoalergiczny kosmetyk, który delikatnie oczyszcza, nie podrażniając skóry. Wyjątkowe połączenie składników zapewnia skórze uczucie świeżości i pielęgnacji. Przebadany dermatologicznie wśród osób z alergiami skórnymi. Nie zawiera alergenów. Mix rodzajów

Markę Biały Jeleń znam i lubię, a ich żeli pod prysznic jeszcze nie używałam. Zapach jest bardzo ładny, świeży i orzeźwiający. Jeśli chodzi o produkty do mycia, nie mam wygórowanych wymagań, więc powinno być ok :) 
_____________________________

W boxie znalazł się jeszcze bon na 100 zł do wykorzystania przy zakupie szamponu Hair Medic w cenie.... 397 zł. Podziękuję :) Marcowy ShinyBox oceniam na dobrą czwórkę - mogło być lepiej, choć i tak nie ma porównania z dwoma poprzednimi pudełkami. Najbardziej jestem zadowolona z perfumetki Neness i oleju w formie roll-ona. A Wam co wpadło w oko?


AddThis