Róż idealny na wiosnę - Softer, Blusher Make-Up

Widok za oknem zdecydowanie zwiastuje wiosnę. A wiosna zwiastuje zmiany w naszej garderobie, fryzurze, ale przede wszystkim w makijażu :) Słońce i dodatnia temperatura skłania nas do używania ciepłych, żywych kolorów. Także w moim codziennym makijażu zagościły nowe kosmetyki, których barwy nie przypominają wcale zimowych, brudnych i nudnych brązów i beży.


Opowiem Wam co nieco o różu do policzków marki Softer


Szczerze? Nie lubię róży. Mam ich w swojej kolekcji sztuk 6, a używam jednego, który bardziej przypomina bronzer, niż róż. Lepiej czuje się z koścmi policzkowymi podkreślonymi naturalnym kolorem. No, ale wiosna, ciepło, słońce, te sprawy, więc warto byłoby coś zmienić, nie? 
Tak się złożyło, że dostałam róż Softer w kolorze 04. Plastikowe, niczym niewyróżniające się opakowanie skrywa w sobie 7g kosmetyku, który swoim kolorem wcale mnie nie zachęcił. Wręcz przeciwnie. Miałam opory przed nałożeniem go na twarz, bo myślałam, że będę wyglądała w nim jak rosyjska... pani lekkich obyczajów. 

Dołączony do różu mini-pędzelek nie jest zły, ale tak mały, że nieźle musiałabym się nim namachać, żeby na twarzy było coś widać. Wzięłam więc skośny pędzel do różu z Rossmanna, którego używam na co dzień i... spróbowałam. Pierwsza próba była nieudana, bo nabrałam na pędzel za dużo kosmetyku i zrobiłam sobie piękną, różową plamę, charakterystyczną dla wspomnianych wcześniej rosyjskich pań, stojących często przy drogach...



Druga próba przesądziła o tym, że róż zagości na stałe w moim makijażu. Efekt bardzo mi się spodobał, a aplikacja była lekka, łatwa i przyjemna. Jest miękki, łatwo się go nabiera na pędzel, nie osypuje się, nie pyli, nie robi plam na policzkach. Utrzymuje się spokojnie od rana do wieczora, bez żadnych poprawek. Wygląda bardzo delikatnie i dziewczęco, czyż nie? :)


Blusher Make-Up kosztuje niecałe 13 zł, a dostać możecie go w sklepach Trendy Shop, oraz w Drogeriach Stars.

Miałyście do czynienia z marką Softer? :)


Madame L'ambre, Silk Charm Milk - mleczko do demakijażu

Znakiem rozpoznawczym marki Madame L'Ambre są piękne, zdobione opakowania w stylu retro. Zdecydowanie przyciągają wzrok i zachęcają do zakupu, szczególnie takie osoby jak ja - gadżeciary, które lubią, gdy coś ładnie wygląda na półce. Mleczko do demakijażu z serii Silk Charm bez wątpienia pięknie wygląda na półce. Zarówno pudełko, jak i sama butelka, w której mieści się mleczko są bardzo kobiece i uważam, że każdej z nas by się spodobały. Tak zapakowane kosmetyki idealnie nadają się na prezent - nie trzeba ich dodatkowo zdobić :)


Producent o samym kosmetyku pisze tak:

Dokładnie usuwa makijaż, działając kojąco i łagodząco. Dzięki obecności kompleksu protein jedwabiu i aminokwasów (Sedsilk) mleczko poprawia utrzymanie właściwego stopnia nawilżenia skóry, pozostawiając ją pełną blasku. Skóra odzyskuje energię i nabiera zdrowego koloru. Mleczko zapewnia komfort skóry, przygotowując ją do przyjęcia aktywnych składników kremu.

Cena: 17 zł/100ml




Nie będę się już rozwodzić i wychwalać opakowania, bo każdy widzi, że jest przepiękne, ale butelka ma jedną, podstawową wadę. Jest nieprzezroczysta, a co za tym idzie, nie możemy kontrolować zużycia. Niby nic ważnego, ale jednak wolałabym wiedzieć, ile kosmetyku jeszcze mi zostało. Aplikatorem jest niewielka pompka, która działa bez zarzutu, chociaż na początku więcej mleczka lądowało na podłodze, niż na waciku. Kwestia wprawy ;)

Jak widać na zdjęciu poniżej, mleczko jest rzadkie, wodniste, spływa z wacika, więc nie możemy przesadzić z jego ilością. Lekko różowy kolor nie ma wpływu na właściwości kosmetyku, aczkolwiek jest miłą odmianą. Wśród miliona białych, nijakich mleczek, zdecydowanie się wyróżnia. 



Zapach jest bardzo przyjemny, lekko słodki - kolejny plus. Ze zmywaniem makijażu radzi sobie nieźle. Bez problemu usunie podkład, puder, róż, cienie do powiek czy szminkę. Gorzej radzi sobie z eyelinerem i tuszem do rzęs. Szkoda, bo przyzwyczaiłam się, że do usunięcia całego makijażu używam jednego produktu, a teraz muszę się wspomagać sprawdzoną dwufazówką :(

Twarz po użyciu mleczka jest gładka, dobrze nawilżona, miękka w dotyku i jest doskonale przygotowana do przyjmowania kremu. Nie zaobserwowałam żadnego podrażnienia, zaczerwienienia, czy szczypania.


Na koniec skład. Nie jestem ekspertem, ale wydaje mi się, że jest całkiem ok. Widzę obiecane proteiny jedwabiu - pewnie dzięki nim twarz jest taka gładka i miękka. 

Na tle innych kosmetyków do demakijażu, jakich było mi dane do tej pory używać, mleczko wypada dobrze, ale nie zaskoczyło mnie na tyle, aby zostało moim ulubieńcem. A Wy, używałyście kosmetyków do pielęgnacji Madame L'Ambre? 



Walentynkowy ShinyBox

Film opublikowany wczoraj - dopiero dziś zamieszczam na blogu :) Przedstawiam zawartość lutowego pudełka ShinyBox.


Jak Wam się podoba? :)

Pierre Rene Skin Balance 21 i 22 - porównanie odcieni


Kilka dni temu, w poście z nowościami, pokazywałam Wam podkłady Pierre Rene Skin Balance. Pewnie zastanawiałyście się, po co mi od razu dwa? Odpowiedź jest prosta. Nie trafłam z odcieniem...

Pierwszy Skin Balance zamawiałam na allegro. Wcale nie było taniej, niż stacjonarnie, ale wydawało mi się, że u mnie w mieście nigdzie go nie dostanę. Przy wyborze odcienia, sugerowałam się swatchami zamieszczonymi w internecie. Szkoda, że nie wzięłam pod uwagę tego, że aparaty przekłamują kolory.. Nie dość, że dostałam podkład ze starej serii, to Light Beige okazał się 'dark orange', o czym przekonacie się same, patrząc na ostatnie zdjęcie.



Po szoku, jakiego doznałam przy próbie nałożenia go na twarz, postanowiłam sprawdzić na stronie Pierre Rene sklepy, w jakich mogę go kupić. Okazało się, że Skin Balance dostanę w drogerii niedaleko mnie - super! Poszłam z myślą zakupu najjaśniejszego obecnie odcienia, czyli pożądanej przez wszystkie dziewczyny 20, o nazwie Champagne, z myślą mieszania dwóch podkładów. Oczywiście go nie było, więc wzięłam Porcelain, który wcale porcelanowy nie jest, ale przynajmniej ładnie wtapia się w skórę i wcale się nie odznacza. 



Różnica pomiędzy 21 i 22 jest kolosalna. Porcelain jest jasny, zimny, ma żółte tony, a 22 to ciemny pomarańcz, który nie ma nic wspólnego z beżem i nijak nie dopasuje się do naturalnego odcienia mojej cery. Zobaczcie same:

Zdjęcie robione w pochmurny dzień, wybaczcie mi jego jakość.

Na zdjęciu nawet Porcelain wydaje się być dla mnie za ciemny, ale uwierzcie mi, że idealnie wtapia się w cerę i daje naturalny efekt. Light Beige zostawię na lato, ale obawiam się, że ten pomarańcz nie będzie wyglądał ładnie... 

Sam podkład jest świetny. Bardzo dobrze kryje, matuje na długo, utrzymuje się spokojnie cały dzień, dobrze się rozprowadza i jest niedrogi. Szkoda tylko, że wybór odcieni przysporzył mi takich kłopotów. Mam w planach przeprowadzenie testu na żywo, dajcie mi tylko trochę czasu :) 

Znacie Skin Balance? Jaki odcień pasuje do Waszej cery?




Wyniki rozdania

Przepraszam, że czekałyście tak długo, ale było warto, co? :)
Dzisiaj znalazłam chwilę wolnego czasu, zweryfikowałam Wasze zgłoszenia, zrobiłam losowanie, sprawdziłam i... znam już zwycięzcę!


Dla przypomnienia - do wygrania był krem BB od GOSH.

Zwycięski los miał numerek 25 :)


A pod nim kryje się...

Gratuluję! :) Czekam na Twoje dane w celu wysłania nagrody do poniedziałku.
W wolnej chwili napisz do mnie e-maila (adres po prawej stronie w pasku bocznym).

Styczniowe nowości


Heeeeeej :)

Przepraszam za nieobecność, wszystko jest już w porządku, więc będę na blogu regularnie :) Sesja, mam nadzieję, szybko się skończy i będę miała wreszcie więcej czasu dla Was. Pomysłu na post brak, więc pomęczę Was niedoświetlonymi zdjęciami styczniowych zakupów i nie tylko.. :P



Na zdjęciu grupowym dojrzycie to, czego nie widać na zdjęciach poniżej, a mianowicie mydło Aleppo (wreszcie zamówiłam!) z czarnuszką i płyn do kąpieli Luksja o zapachu Caramel Waffle - pyszności ;) Z tyłu stoi mleczko do demakijażu Madame Lambre w pięknym, ozdobnym opakowaniu.



Przesyłka od marki Softer - puder idealny dla jasnych cer, piękny, delikatny odcień różu i szminka w kolorze nude, która daje na ustach taki efekt, jakiego od dawna szukałam. Jest niemalże niewidoczna, delikatnie uwydatnia naturalny kolor warg.



Odżywka Jantar, której szukałam we wszystkich możliwych aptekach i w końcu znalazłam - niestety już z nową recepturą... A obok nafta kosmetyczna z biopierwiastkami firmy Anna. Pierwszy raz w życiu będę używać nafty do włosów, zobaczymy co z tego wyjdzie ;)


Paznokcie już odrosły, więc oczywiście musiały być nowe lakiery.. Dwa karnawałowe świecidełka: Lovely z serii Blink Blink i brokatowy piasek od Wibo, który jest chyba najładniejszy ze wszystkich ;)


Podkład Pierre Rene Skin Balance. Od lewej: nowa seria, odcień 21, kupowany stacjonarnie, obok stara seria, odcień 22, zamawiany przez internet, niestety kolor zupełnie nietrafiony.. Będzie na lato.


Puder sypki Virtual w kolorze transparentnym, który bardzo ładnie pachnie, dobrze się nakłada i matuje twarz na długo. Czytałam też, że jest bardzo wydajny - zobaczymy ;)


Kolorówka z Madame Lambre - wypiekany puder, który wygląda ślicznie w opakowaniu i tworzy na policzkach pięęęęękną, złotą taflę (pokażę Wam niedługo :P), różowy cień do powiek i brudnoróżowa kredka do ust.



I wreszcie na sam koniec przesyłka od klubu Elfa Pharm :) Pianka i delikatne mydło do higieny intymnej. Pianka chyba jest nowością, nigdy wcześniej o niej nie słyszałam. Pachnie przyjemnie, mam nadzieję, że okaże się dobrym kosmetykiem.

A co w styczniu zasiliło Wasze kosmetyczne zbiory? :)


AddThis