Moje małe-wielkie rozczarowanie..

Napaliłam się na niego jak szczerbaty na suchary. Dobrze, że kosztował tylko 5 zł, bo inaczej bym się załamała. To chyba mój najgorszy lakier (już te chińskie za 2 zł są lepsze), chociaż w buteleczce wygląda tak pięknie...


Kolor jest piękny, wszystkie lakiery z Wibo z serii Express Growth, jakie dotychczas miałam, bardzo lubiłam. Kryły już po dwóch warstwach i utrzymywały się w miarę długo. Jakież było moje zdziwienie, gdy po nałożeniu dwóch warstw tego cudeńka, nie otrzymałam pełnego krycia...


... a jeszcze bardziej się zdziwiłam, jak 3 i 4 warstwa też nie pokryły w zupełności płytki paznokcia. Uwierzycie? Cztery warstwy, a końcówki nadal prześwitują. Tragedia.


Kolor jest piękny, lakier szybko schnie, a w dodatku po wyschnięciu otrzymamy meeeega błysk, ale jest rzadki, rozlewa się na skórki, no i krycie okropne.

Szkoda, wielka szkoda, bo w kolorze naprawdę się zakochałam :(


HIT: Miraculum, krem normalizujący do cery tłustej i mieszanej

Na początku chciałam Was zachęcić/poprosić do polubienia mnie na Facebooku.

Tam bywam częściej niż na blogu, wstawiam swoje zdjęcia, piszę co robię, pokazuję wszystkie przesyłki, dzielę się z Wami ulubionymi piosenkami itd. Ponadto, w przyszłym tygodniu (bądź jeszcze w tym, jak się uda) będę miała dla Was konkurs, w którym będzie można wygrać wspaniałe, ciekawe nagrody, a warunkiem udziału będzie właśnie polubienie mojego fanpage'a. Więc nie zwlekajcie już dłużej i klikajcie "lubię to"! :)

Dziś przychodzę z recenzją normalizującego kremu do cery problematycznej Miraculum, którego większość z Was była ciekawa. Przepraszam, że tak długo musiałyście czekać, ale najzwyczajniej w świecie nie jestem w stanie testować kilku kremów na raz. Nie miałoby to sensu :)



Opis produktu:

Krem o działaniu matującym i nawilżającym. Przeznaczony do specjalnej pielęgnacji cery mieszanej, tłustej w strefie T i suchej na policzkach. Krem skutecznie matuje tłuste partie skóry chłonąc z jej powierzchni nadmiar wydzielanego sebum, likwiduje w ten sposób nadmiar połysku. Skutecznie odbudowuje barierę hydrolipidową, poprzez głębokie i długotrwałe nawilżenie, wygładza drobne zmarszczki i przeciwdziała wiotczeniu skóry. Poprawia koloryt, a także odświeża i ożywia zmęczoną i szarą cerę. Nie powoduje powstawania zaskórników. Nie wysusza skóry. Idealny pod makijaż. Kompleks mineralny – zawiera mikro i makro elementy (m.in. cynk, mangan, miedź, magnez) niezbędne do prawidłowego funkcjonowania skóry. Poprzez stymulowanie metabolizmu wpływa na przyspieszenie procesu regeneracji tkanek skórnych, zwiększa ich witalność i sprawia że skóra staje się bardziej elastyczna i miękka. Sebum reduktor – specjalistyczny czynnik zawierający innowacyjny kompleks roślinny regulujący wydzielanie sebum i zwężający pory. Usieciowany kwas hialuronowy – to naturalny składnik budulcowy skóry, wypełniania przestrzenie między komórkami, wspiera włókna kolagenu i elastyny, odpowiada za gładkość i sprężystość. Zauważalna redukcja wydzielania sebum widoczna już po 1 zastosowaniu: - zmniejszenie widoczności porów - 90%, - nawilżona i wygładzona skóra - 95%. 

 Cena: 22,90zł / 50ml


Nie będę się zbytnio rozpisywać, bo o dobrym produkcie pisze się krótko, zwięźle i na temat :)
Na początek powiem, że większość zapewnień producenta została spełniona (jeżeli chciało Wam się czytać ten długi opis ze strony). I o dziwo, działa już od pierwszego użycia!

Moja cera potrzebuje dobrego kremu, który poradzi sobie z jej zmatowieniem, a jednocześnie wystarczająco nawilży. W tej roli fajnie sprawdzał się krem ViViean, który niestety już dobił dna. Od kremu Miraculum oczekiwałam przede wszystkim tego, że mnie nie zapcha, nie spowoduje wysypu i będzie ładnie matował twarz.

Kosmetyk jest ukryty w szklanym, solidnym słoiczku o pojemności 50 ml, dodatkowo zabezpieczonym folią ochronną i zapakowanym w kartonik, zawierający wszystkie potrzebne informacje. Ma dość gęstą, treściwą konsystencję, która jednak dobrze rozprowadza się na twarzy i świadczy o dużej wydajności produktu. Zapach jest trochę dziwny, ale delikatny i niewyczuwalny po wchłonięciu, mi on w ogóle nie przeszkadza. Po posmarowaniu twarzy kremem aż chce się bez przerwy dotykać skóry! Jest aksamitnie gładka, jak po nałożeniu pudru, znacie to uczucie?


Krem matuje twarz. I to na długie godziny. Doskonale nadaje się pod makijaż, bo szybko się wchłania, wygładza skórę i zmniejsza widoczność porów. Działa jak dobra baza pod podkład :) Nie wyleczy nam trądziku, ale ilość zaskórników jest zdecydowanie mniejsza. Poziom nawilżenia jest dla mnie wystarczający, nigdy po jego nałożeniu nie czułam ściągnięcia, a suche skórki szybko znikają. Nie zauważyłam poprawienia kolorytu cery, ale to może przez to, że za krótko go stosuję.

Podsumowując - bardzo dobry, niedrogi krem, który na pewno spodoba się każdej posiadaczce problematycznej cery. Nie wiem tylko jak z jego dostępnością, bo przyznam szczerze, że u siebie w mieście nigdzie go nie widziałam. Niemniej jednak warto spróbować :)


Paczka nowości od Eveline

Mój listonosz (pozdro Łukasz :D) nie przestanie mnie zaskakiwać.
Byłam pewna, że w tym tygodniu nie dostanę żadnej przesyłki, bo niczego się nie spodziewałam, a tu proszę, miła niespodzianka.


Zupełnie zapomniałam, że na początku miesiąca dostałam informację o zakwalifikowaniu się do sierpniowego testowania kosmetyków EVELINE. Fakt, pisali coś tam o urlopach, ale nawet nie skojarzyłam, że mogę od nich coś dostać jeszcze w sierpniu. A jednak dostałam. Niewielkie kartonowe pudełko, oklejone taśmą z logo firmy, wypełnione zielonymi gąbeczkami, a w środku 4 pełnowartościowe kosmetyki i list od załogi.


1. EVELINE Extra Soft, Balsam ultranawilżający, 350 ml
Ogroooomne opakowanie, nie wiem kiedy zdążę to zużyć. Ale bardzo się przyda, szczególnie teraz, po wakacjach, kiedy to moja przesuszona słońcem skóra potrzebuje więcej nawilżenia, niż zwykle.


2. 3w1 Multi Action, 60-sekundowy wysuszacz & utwardzacz & nabłyszczacz, 12 ml
Strzał w dziesiątkę. Lubię malować paznokcie, ale nie mam cierpliwości. Moje ulubione lakiery niestety schną bardzo długo, więc ten produkt bardzo się przyda (o ile działa :P).


3. Błyskawiczny Lifting SOS na "kurze łapki", 12 ml
To niestety nie dla mnie, bo kurzych łapek w wieku 20 lat zwalczać nie będę, ale ktoś na pewno go dostanie i napisze mi gościnną recenzję :)


4. Wodoodporny olejek do opalania SPF 10, 150 ml
Szkoda, że już koniec lata i upałów raczej nie będzie... Ale jakoś sobie z nim poradzę. Na początek mogę powiedzieć, że bardzo ładnie pachnie.

Jak Wam się podoba zawartość paczuszki? :)


Maseczka do włosów, Joanna Argan Oil

No heeeeeeej! :)

Chciałam się pochwalić, że doszło nareszcie moje zamówienie ze StylePit. Sukienka jest świetna, nie spodziewałam się, że tak ładnie będzie leżała, wygląda jak szyta na miarę :D Szkoda tylko, że musiałam ją godzinę prasować, bo była strasznie wygnieciona, a nie można nagrzewać żelazka, tylko się męczyć na pierwszym stopniu.. :( Ale dałam radę. Mam nadzieję, że po weekendzie JA się w niej pokażę, a jak na razie macie zdjątka kiecki na moim fanpejdżu.

Dzisiejsza recenzja będzie ostatnim postem przed weekendem, chyba że jutro od rana zdążę coś tam naskrobać. Wyjeżdżam i wracam dopiero w poniedziałek :) W niedzielę kierunek -> Uniejów, wybiera się któraś z Was na koncerty Lata Zet i Dwójki?


Opis produktu:

Maseczka do włosów z linii Argan Oil została wzbogacona o niezwykle cenny olejek arganowy. Płynne złoto Maroka - bo tak zwany jest również też olejek - pozyskiwany jest z upraw ekologicznych i posiada certyfikat Ecocert. 
Maseczka doskonale regeneruje przesuszone włosy i zniszczone końcówki oraz likwiduje problem puszenia się włosów, nadaje im zdrowy wygląd i pożądaną przez wszystkie kobiety miękkość oraz cudowny blask. 
Teraz - jeśli chcesz, aby Twoje włosy odzyskały naturalne piękno, nie musisz wyjeżdżać do Maroka ani wydawać fortuny, gdyż jeden z najcenniejszych olejków na świecie jest już dostępny w nowej linii Joanna Argan Oil. 
Bogata konsystencja i piękny zapach sprawia, że pielęgnacja włosów będzie niezwykle wyjątkowym rytuałem przywracającym naturalne piękno. 


Cena:

ok. 7 zł / 150 ml, ja zapłaciłam 5,90 zł w Naturze 



Może wyjątkowo, na samym początku, kilka słów podsumowania - mam bardzo mieszane uczucia związane z tą maseczką. Raz ją kocham, raz nienawidzę i nie wiem, dlaczego się tak dzieje, a raczej dlaczego jej działanie jest raz takie, raz inne.

Kupiłam, skuszona zawartością dobroczynnego olejku arganowego. Oczywiście w drogerii nawet nie przyszło mi do głowy, żeby sprawdzić skład, który za ciekawy nie jest:


Na drugim miejscu alkohol, potem kolejny alkohol i parafina? Niefajnie.

No, ale co tam, niecałe 6 zł, to sobie potestuję. Maseczkę mamy w tubce, co dla mnie jest ogromnym ułatwieniem, bo nie lubię odkręcać słoiczków, gdy mam mokre łapki. Konsystencję ma dość gęstą, typowo maseczkową, nie ma żadnych trudności z jej rozprowadzeniem na włosach. Zapach? Śliczny :) Miałam już z tej serii odżywkę dwufazową i tam woń była troszkę mocniejsza, ale mimo tego, zostaje na włosach przez długi czas.

Dlaczego mam mieszane uczucia?
Przez pierwsze dni stosowania - szał. Włosy błyszczące, miękkie, sypkie, wyraźnie gładsze i odżywione. Zaznaczę w tym miejscu, że nie stosowałam jej codziennie, a średnio co drugie mycie, czyli 3 razy w tygodniu. Potem efekt zaczął się psuć. Maseczka coś tam z kudłami robiła, ale nie było już efektu wow. Odstawiłam ją na tydzień, zaczęłam używać ponownie i znowu mnie oczarowała.. Sama nie wiem, co myśleć. Może warto jej używać raz w tygodniu, wtedy efekt będzie taki, jaki być powinien? Wytłumaczcie mi to, bo zgłupiałam..


Może to zależy od rodzaju włosów? Od sposobu ich pielęgnacji? Nie mam pojęcia. Ogólnie kosmetyk nie jest bublem, za taką cenę nie ma co się spodziewać cudów. Ale dziwi mnie, że raz ma dobry wpływ na moje włosy, a raz nic z nimi nie robi. Na opakowaniu brakuje mi też informacji o sposobie użycia maseczki, a dokładniej o czasie, po jakim mamy ją spłukać. Ja trzymałam ją na włosach około 7-8 minut, myślę, że po dłuższym czasie mogłaby obciążyć i powodować szybsze przetłuszczanie. W każdym razie nie żałuję wydanych na nią 6 zł, ale nie kupię ponownie. Przerzucam się na serię Joanny z czarną rzepą.

Próbowałyście tej maseczki?
Jak się sprawdziła na Waszych włosach? Piszcie, jestem ciekawa :)

Biedronkowe zakupy + nagrody

Poszłam do Biedronki (którą mam 100 m od domu) po zakupy i wróciłam cała przemoczona ;(
Leje jak z cebra, pogoda strasznie mnie dobija.. Jest ciemno, a zrobienie normalnych zdjęć graniczy z cudem, więc w tym poście fotki będą jakościowo złe. Humor też mam jakościowo zły. Recenzja będzie jutro, a teraz pokażę Wam, co kupiłam, plus - na koniec wpisu - dwie niewielkie nagrody.


Od lewej:

  1. Jedwab do włosów Biosilk - no żal było nie wziąć, kiedyś używałam go nałogowo, teraz o nim zapomniałam, na szczęście skusiła mnie promocja - 3,39 zł / 15 ml.
  2. Szampon do włosów Garnier, Goodbye Damage - z tego, co czytałam, ta seria Garniera jest wyjątkowo udana. Mam nadzieję, że szampon, oprócz odświeżenia włosów, choć trochę poprawi ich stan.
  3. Dezodorant w chusteczce, Cleanic Deo Fresh - blogerki, które dostały od firmy Cleanic paczki, bardzo ten produkt chwaliły. Jeśli działa, uważam go za świetny wynalazek :)


Nie wiem po co mi na studiach zeszyty, skoro wszystko piszę na laptopie, ale mają tak świetne okładki, że dziwnym trafem, same wpadły mi do koszyka :D


A tutaj nagrody :)
Rozświetlacz Sun Beam z Benefitu wygrałam w konkursie u Eweliny z Pracowni Porannych Przyjemności. Jestem już po kilku pierwszych użyciach i... przepadłam :)
Natomiast z prawej strony widać to nieszczęsne masełko Honeymania z The Body Shopu. Zapach bardzo mi się spodobał, a i nawilża bardzo dobrze. Pozytywnie mnie zaskoczyło. Szkoda tylko, że tak go mało..

A Wy, popełniłyście ostatnio tę okrutną zbrodnię o nazwie "zakupy"? :P


Fitomed, ziołowy żel do mycia twarzy, mydlnica lekarska

Posiadaczki cery skłonnej do przetłuszczania się, świecenia i wyprysków, pewnie dobrze wiedzą, jak ciężko znaleźć dobry żel do mycia twarzy, który dokładnie oczyści skórę, a jej nie przesuszy. Wydaje mi się, że właśnie znalazłam kosmetyk, do którego będę wracać w przyszłości :)


Jest to kosmetyk ziołowy żel do mycia twarzy do cery tłustej i trądzikowej marki Fitomed. Można go dostać w aptekach, sklepach zielarskich, lub też na stronie producenta. Za 200 ml żelu zapłacimy od 10 do 15 zł, co według mnie jest bardzo dobrą ceną, biorąc pod uwagę również jego działanie. Ale o tym później :)

Opakowanie jest dość tandetne - przezroczysta butelka z naklejkami z przodu i z tyłu, zawierającymi skład, opis działania i sposób użycia. Naklejki nie odklejają się pod wpływem wilgoci. Całe szczęście :) Żel dozujemy na rękę przy pomocy niewielkiego otworka, który jednak nie pryska kosmetykiem na prawo i lewo, ani też nie wylewa na rękę znikomej jego ilości. Aczkolwiek taki sposób sprawdza się przy tubkach, tutaj bardziej praktyczna byłaby pompka. Szpetna, mało praktyczna butelka zawiera jednak w sobie prawdziwy skarb :)


Skład żelu jest krótki, w miarę dobry (chociaż nie w 100% naturalny), zawiera wspomniane wyciągi z ziół. Jest gęsty, niewielka jego ilość starcza do umycia całej twarzy, dobrze się pieni, a co za tym idzie - jest wydajny. Dobrze zmywa nawet resztki makijażu, zarówno oczu, jak i twarzy. Zapach ma delikatny, iście ziołowy, aczkolwiek nie jest drażniący i łatwo się do niego przyzwyczaić, a nawet go polubić - jak ja :)

Warto pamiętać, że w przypadku cery tłustej, trądzikowej, należy unikać peelingów mechanicznych, które robią więcej szkody, niż pożytku, roznosząc zarazki po całej twarzy. Nie powinno się również używać żeli do mycia twarzy z drobinkami peelingującymi. Trzeba też dobrze nawilżać skórę - im więcej damy jej nawilżenia od zewnątrz, tym mniej będzie produkowała sebum i na twarzy będzie mniej niespodzianek. Ot, taka moja mała uwaga, związana z tym, że zamierzam również spróbować innej wersji opisywanego kosmetyku, do cery suchej :)


I na koniec najlepsze - jak żel wpłynął na moją skórę.
Przede wszystkim bardzo dobrze oczyścił, nieznacznie zmniejszył widoczność porów, a przy tym wcale nie przesuszył cery i nie spowodował nieprzyjemnego ściągnięcia. Nie przyczynił się do powstawania nowych wyprysków, jak to czasem bywa w przypadku kosmetyków, które za bardzo oczyszczają. Ba, nawet złagodził dotychczasowe zmiany i przyspieszył ich gojenie. Skóra po umyciu jest matowa i delikatnie wygładzona.

Podsumowując, bardzo dobry produkt, który jest mega wydajny i świetnie wpływa na tłustą, trądzikową cerę. Nie warto oceniać go po opakowaniu :) Moim zdaniem, jest godny wypróbowania, bez dwóch zdań.






Śmiałam się z Kosmetasi, a sama to robię, czyli..

... 50 faktów o mnie - volume 2 :D
Tym razem trochę bardziej osobiste rzeczy, ale mam nadzieję, że przeczytacie :)


  1. Mam obsesję na punkcie swoich kosmetyków. Macam je, oglądam, robię zdjęcia.. Czy to się leczy? :D
  2. Często mam sny prorocze, przewiduję przyszłość, miewam też uczucie dejavu. Dejavu - spoko, ale sny prorocze - masakra.. Szkoda, że śnią mi się raczej złe rzeczy. Ale w liceum potrafiłam przewidzieć, co będzie na kartkówkach.
  3. Od dłuższego czasu w moim życiu przewija się liczba 12. Czy szczęśliwa? Nie wiem, w każdym razie dwunastka jest wszędzie :)
  4. Jestem zakochana w Minionkach <3 Widziałam 2 części Despicable Me i pewnie obejrzę jeszcze nie raz!
  5. Nie lubię słodyczy. No, może z wyjątkiem pysznych ciast mamy Adriana :D
  6. Wstydzę się uśmiechać w towarzystwie, ze względu na wadę zgryzu i krzywe zębiska. Jak mnie będzie stać, zafunduję sobie stały aparat.
  7. W McDonaldzie zawsze jem cheeseburgery, nic więcej mi stamtąd nie smakuje.
  8. Zawsze chciałam mieć ciemne, długie, proste włosy. A mam falowane, w kolorze ciemny blond :(
  9. Lubię zapach świeżo skoszonej trawy, benzyny i palonej gumy.
  10. Jestem zodiakalnym strzelcem, a według horoskopu powinnam być: dowcipna, ironiczna, mieć temperament, być komunikatywna, przyjaciół mieć raczej płci męskiej i łatwo zdobywać zaufanie. Wszystko się zgadza :)
  11. Nienawidzę mojej rodziny. Mama zostawiła mnie, jak byłam mała, tata jest moim najlepszym przyjacielem, a z resztą nie mam nic wspólnego. Banda zachłannych wilków, łasych tylko na pieniądze.
  12. Uwielbiam czytać. Nie mam swojej ulubionej książki, ale przeczytanie 700 stron zajmuje mi niecałe 3 popołudnia i bardzo ubolewam, że tak szybko mi to idzie. 
  13. Wszystko, co osiągnęłam (bądź osiągnę) w życiu, zawdzięczam tylko sobie. Nikt mi nigdy nie pomagał i mnie nie wspierał, ani finansowo, ani duchowo. Zosia samosia :)
  14. Gdy nie mam żadnych planów na dany dzień, nie wychodzę z łóżka. Tu mi najlepiej i się nigdzie nie ruszam :D
  15. Uważam, że każda, nawet najgorsza i najbardziej bolesna prawda jest lepsza niż małe, niewinne kłamstwo. Więc zawsze mówię wszystko prosto z mostu, bez owijania w bawełnę.
  16. Strasznie szybko niszczę buty, dlatego wolę kupić pięć par za 20 zł, niż jedną za 100.
  17. Kiedyś wstydziłam się chodzić w spódniczkach, nie miałam żadnej w swojej szafie. Teraz na odwrót, rzadko można mnie zobaczyć w portkach :P
  18. Mam urodziny 12 grudnia i zawsze cały rok stękam, że tak długo muszę na nie czekać ;(
  19. Od 8 lat bezskutecznie walczę z trądzikiem i bliznami po nim. Już tracę nadzieje na ładną cerę...
  20. Miałam operację przegrody nosowej i usuwania polipów z zatok. I od tamtej pory mam krzywy, duży nochal, który mi się bardzo nie podoba :(
  21. Chciałam studiować dziennikarstwo, co byłoby spełnieniem moich marzeń, niestety nie wyszło, ze względów finansowych.
  22. Jestem typem imprezowiczki, ale nienawidzę tłoku w klubach. Wolę mieć przestrzeń dla siebie, żebym sobie mogła swobodnie tańczyć.
  23. Interesuję się piłką nożną, z moim facetem albo z tatą oglądam mecze przy piwie i czipsach, jak rasowy mężczyzna :D
  24. Gdy byłam mała, nie lubiłam bawić się lalkami, miałam za to milionpięćsetstodziewięćset samochodzików :P
  25. Lubię słuchać Metalliki, Guns N' Roses, Bon Joviego, Aerosmitha i innych starych, rockowych kapel. Ale nowa muzyka klubowa też spoko :)
  26. Za czasów podstawówki wygrywałam wszelkie możliwe konkursy plastyczne, a z plastyki miałam zawsze 6. Dopóki ten przedmiot w ogóle istniał.
  27. W te wakacje pierwszy raz w życiu byłam nad polskim morzem, za to Adriatyk już widziałam 7 razy.
  28. Jestem uparta jak osioł. Niby to dobra cecha, ale czasem jak sobie coś ubzduram, może się walić i palić, a ja muszę to zrobić/mieć i koniec kropka.
  29. Nienawidzę zmywać naczyń.
  30. Nienawidzę świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocnych. 
  31. Uwielbiam patrzeć w gwiazdy. Taka ze mnie romantyczka :D
  32. Bez przerwy się z czegoś śmieję, czasami zupełnie bez powodu, chociaż wcale nie uważam się za szczęśliwą osobę.
  33. Gdy miałam 5 lat, zjadłam na raz kilo rodzynek, a potem leżałam tydzień w szpitalu z 40-stopniową gorączką i miałam płukanie żołądka. Do dzisiaj rodzynek nie tykam :)
  34. Miałam być chłopcem i mieć na imię Michał. 
  35. Przez długi okres mojego życia byłam skejtem. Nosiłam szerokie spodnie, za duże bluzy i męskie koszulki :D Teraz też czasami mi się zdarzy śmignąć w takim stroju na miasto. Wtedy nikt mnie nie poznaje i jestem zupełnie incognito.
  36. Nie wierzę w Boga, ale chciałabym wziąć ślub kościelny. Adrian się śmieje, że nawet jak się nawrócę, to ksiądz mi nie da rozgrzeszenia i ze ślubu nici :(
  37. Nie potrafię przeżyć dnia bez muzyki. Ciągle w tle coś leci, a ja chodzę i sobie nucę :)
  38. Udaję twardą sztukę, a tak naprawdę jestem bardzo wrażliwa i gdy coś jest nie tak, od razu chce mi się płakać.
  39. Raz w życiu miałam na rękach prawdziwego węża i tak się bałam, że nie ruszyłam się nawet o milimetr, dopóki tego potwora ze mnie nie ściągnęli :(
  40. Maturę ustną i pisemną z angielskiego zdałam na 99%.
  41. Ubóstwiam filmy Quentina Tarantino i każdą jego produkcję widziałam już kilka razy.
  42. Bardzo lubię piwo, każde - smakowe, jasne, ciemne, mocne. Mogę je pić litrami - znowu coś męskiego :P
  43. Uwielbiam malować swoje pazury, najchętniej codziennie zmieniałabym ich kolor.
  44. Jestem matematycznym antytalenciem.
  45. Jestem strasznym zmarzlakiem i rzadko kiedy jest mi ciepło, nawet latem mam zimne ręce i nogi :P
  46. Nigdy nie miałam złamanej żadnej kości.
  47. Lubię oglądać horrory, szczególnie w nocy, gdy jestem sama w domu.
  48. Jestem lodożercą, lody jadłabym najchętniej codziennie. Ale wolę sorbety od tych tradycyjnych, na bazie mleka.
  49. Nie lubię uprawiać sportu. Może to dlatego, że brak mi motywacji? A może jestem za bardzo leniwa? :P
  50. Nie lubię niespodzianek.

Nowości :)

Trochę już ochłonęłam po wczorajszej aferze z TBS, a i pogoda ładniejsza, więc udało mi się zrobić zdjęcia zawartości paczek, jakie ostatnio otrzymałam. Trochę tego jest, a uprzedzam, że jeszcze za kilkoma przesyłkami czekam :D


Jakoś ostatnio mam szczęście do konkursów, rozdań, akcji na fb i innych sytuacji, w których można coś wygrać. Mój tata się śmieje, że gdyby to były pieniądze, byłabym milionerką :D Na razie wystarczy mi, że raz na jakiś czas wyglądam jak milion dolarów, więc pokazuję kosmetyki:


1. Smutny miś - mydło Scottish Fine Soaps, do testowania od SampleCity.
Jest taki ładny, że szkoda mi go wziąć do mycia ;( Ale ankietę będę musiała wypełnić, więc muszę go odpakować..


2. Niszcz Pryszcz krem na noc, 30 ml - od Kosmetyków DLA do testowania
Mam nadzieję, że chociaż w małym stopniu zmniejszy ślady po trądziku, wyrówna koloryt cery i zmniejszy skłonność mojej skóry do wyprysków.


3. Dwa razy serum przeciwzmarszczkowe Revitalift Laser X3 L'Oreal - wygrane w rozdaniach
Jedno dla mnie, drugie dostanie mama Adriana. Oczekuję, że zmniejszy widoczność porów i nie zapcha mi cery. Zobaczymy ;)


4. BC Oil Miracle, luksusowa dwufazowa odżywka do włosów Schwarzkopf, 150 ml - do testów od HairStore.
Pięknie pachnie, skład bogaty, olejek arganowy itd. Używałam już olejku z tej serii i byłam mega zadowolona, zobaczymy jak sprawdzi się odżywka.


5. Przesyłka od Pachnącej Krainy - tyyyyle arabskich dobroci, że aż mi się oczy zaświeciły :D A wszystko w 100% naturalne, zero chemii, zero silikonów, zero parabenów, zero szkodliwych substancji :)
Do testowania dostałam:
Olejek AFRA do nawilżania i perfumowania ciała
Krem szafranowy (próbka)
Mydło sól i błoto z Morza Martwego
Mydło w płatkach czarnuszka

Nie pozostaje mi nic innego, jak myziac się, smarować, olejować i zachwycać się swoją pięknością :D
Jak się miewają Wasze skrzynki pocztowe? :)


Stanowisko The Body Shop ws. Miodowej Afery

Oto, co napisał Pan z agencji Facead:

Szanowni Państwo,

Na wstępie, w imieniu organizatora, agencji facead, chciałbym najmocniej przeprosić za zaistniałą sytuację oraz dokładnie opisać zdarzenie do jakiego doszło kilka dni temu.

W piątek 9 sierpnia 2013 roku o godzinie 12:00 zakończyła się pierwsza runda konkursu dla testerek. Naszym celem było umożliwienie jak najszybszej a zarazem dokładnej metody na przeanalizowanie wszystkich zgłoszeń i wybór osób, które będą mogły uczestniczyć dalej w akcji oraz mieć szansę na wygranie kolejnej nagrody. Zdecydowaliśmy się na przeprowadzenie całego procesu w sposób elektroniczny z wykorzystaniem formularza zawierającego zgłoszenia do konkursu.

Dostęp do formularza został zabezpieczony z wykorzystaniem specjalnego linka z unikalnym dodatkowym ciągiem znaków, czyli z wykorzystaniem zabezpieczenia, które, np. często stosuje się przy odzyskiwaniu hasła, kiedy wysyłany jest, podobnie przygotowany, link na adres poczty email osoby odzyskującej dostęp do swojego konta.

O godzinie 12:01 dostęp w postaci zabezpieczonego linku został przesłany do członków Komisji Konkursowej. Rozpoczęła się weryfikacja zgłoszeń, nie tylko na podstawie odpowiedzi na pytanie,

ale również poprzez odwiedzanie zgłoszonych blogów, co skutkowało zapisem w statystykach blogów adresu listy zgłoszeń i nieoczekiwanie umożliwiało niepowołany do niej dostęp.

O godzinie 15:39 tego samego dnia uzyskaliśmy informację od jednej z uczestniczek akcji o luce bezpieczeństwa i bezzwłocznie zablokowaliśmy jakikolwiek dostęp do listy zgłoszeń. O godzinie 17:09 dostęp został przywrócony jedynie uprawnionym osobom po uprzednim dodatkowym zabezpieczeniu listy autoryzacją z wykorzystaniem loginu i hasła.

Tego samego dnia dokonaliśmy weryfikacji procesu wyłaniania testerek, tak, żeby wyżej opisany incydent nie miał żadnego wpływu na listę nagrodzonych uczestników. Żadne zgłoszenie nie zostało usunięte.

Po wnikliwym przeanalizowaniu logów serwera między godzinami 12:01 a 15:39 na stronę formularza weszło 7 użytkowników, z czego 2 z nich należało do Komisji Konkursowej a jedną była uczestniczka akcji, z która byliśmy w kontakcie. Cztery inne osoby pozostawiły po sobie swoje adresy IP i numery ID swoich blogów.

Mimo, że liczba osób, która uzyskała nieuprawniony dostęp do listy zgłoszeń była minimalna, pragnę poinformować, że wyżej wymieniona sytuacja została przez nas potraktowana bardzo poważnie i dlatego jeszcze raz chciałbym najmocniej przeprosić i zapewnić, że dołożę wszelkich starań, żeby nigdy więcej się nie powtórzyła.

W razie dodatkowych pytań, pozostaję do Państwa dyspozycji i proszę o bezpośredni kontakt.

Z Wyrazami Szacunku,

Krzysztof Starzecki

new business director

agencja facead

krzysztof.starzecki@facead.pl



Moim zdaniem, powinien się do tego ustosunkować również zarząd TBS. A nic mi po przeprosinach, skoro dane poleciały w kosmos.

Dziewczyny!
Wszystkie poszkodowane proszę o maila do mnie justynamietus@gmail.com
lub do Subiektywnej 
subiektywna.blog@gmail.com 
Piszemy zbiorowy wniosek do GIODO, albo sprawa trafi do sądu. Musi być nas więcej.


Miodowa afera..

Miałam napisać drugą część faktów o mnie, ale jestem zażenowana zaistniałą sytuacją i mi się odechciało. Napiszę jutro.

Do rzeczy. Jakiś czas temu na facebookowym profilu marki The Body Shop została ogłoszona akcja - nabór blogerek do testowania nowego masła do ciała Honeymania. Wszystko fajnie, zakwalifikowałam się, ucieszyłam, spoko. Nie mogłam znaleźć regulaminu, potem podesłała mi go Paulina z bloga Mała Puderniczka. Czytam i co? Dostanę do testu 50 ml masła. Tak, pięćdziesiąt mililitrów, które starczy mi (może nawet nie) na jedno posmarowanie całego ciała. Albo lepiej posmaruję sobie nim tyłek, będzie pachniał miodem. Dobra, moja wina, powinnam wszystko przeczytać i wiedzieć, do czego się zobowiązuję. Pierwsze rozczarowanie...


Ale moja złość osiągnęła apogeum, gdy zobaczyłam pewien wpis na blogu Aferkowo Małe.
Który? A no TEN. 
Nie będę więcej pisać, przeczytajcie same.

Jestem tylko ciekawa, czy ta akcja obije się bez echa, czy marka poniesie konsekwencje swojego karygodnego czynu i wystosuje jakieś przeprosiny, czy rekompensatę... Nie rozumiem, jak tak poważna i ceniona firma może pozwolić sobie na takie akcje. Ja będę miała miniaturkę masełka, na podstawie którego mam napisać obszerną recenzję (nie muszę, ale chcę wziąć udział w konkursie i walczyć o weekend na Mazurach, bo kusi), a moje dane latają po świecie. Super, właśnie tego się spodziewałam, zgłaszając się do testu. Czekam tylko na odpowiedź ze strony TBS, jestem ciekawa rozwoju tej sprawy.

Gdybyście chciały, mam TUTAJ link do regulaminu. Można śmiało czytać.
Nie ma nic o terminie wysyłki maseł i o powiadomieniu nas drogą mailową o wygranej.


Jak na razie TBS zareagował tak:



Odechciało mi się udziału w testowaniach, współprac i wszystkiego innego...*

*Post edytowany 13 sierpnia o 21:50

Jeden z moich ulubieńców - podkład Lirene City Matt

Chciałam obfocić nowości, zrobić "przegląd poczty" i pokazać Wam, co w najbliższym czasie będę testować, ale leje jak z cebra i zero światła :( Mam nadzieję, że jutro pogoda się poprawi. A teraz skorzystam ze zdjęć (na szczęście) zrobionych wcześniej i opowiem o niedrogim podkładzie, który dla mnie jest niemalże idealny.


Opis produktu:

Fluidy nowej generacji City Matt posiadają wspaniałe właściwości wygładzające i matujące. Zawarta we fluidach specjalna formuła Nylon 12, sprawia, że skóra jest jedwabista i doskonale matowa. Zastosowany system mikrogąbeczek pochłania nadmiar sebum. Witaminy E i C doskonalą kondycję skóry twarzy i zachowują jej młody wygląd.

Paleta odcieni: jasny 203, naturalny 204, beżowy 207, toffee 208, tiramisu 209.
 



Cena: ok. 20 zł/30 ml, ja kupiłam w promocji za 16,99 zł


Kosmetyk jest zamknięty w srebrnej, nieprzezroczystej buteleczce typu airless, z pompką. W przypadku podkładów wolę jednak tubki, bo zawsze mogę chwycić za nóż, przeciąć ją i zużyć podkład do ostatniej kropelki. Standardowo, w opakowaniu mieści się 30 ml podkładu. Pompka nie pluje podkładem, nie zacina się, odmierza idealną ilość kosmetyku. Buteleczka jest bardzo trwała. Zdarzył jej się kilka razy upadek na płytki i nic nie pękło, nie rozlało się i nie popsuło, jedynie plastikowa zatyczka się trochę porysowała, jak widać na zdjęciu powyżej :)



Sam fluid ma dość gęstą konsystencję, ale bardzo dobrze się go rozprowadza. Przypomina mi trochę mus - jest jedwabisty, gładki i "puszysty". Pachnie pięknie, trochę kwiatowo (?). W każdym razie nie spotkałam się jeszcze z tak ładnym zapachem podkładu. Gama odcieni jest mała, do wyboru mamy tylko 5 kolorów, które w większości są bardzo ciemne, więc bladolice dziewczęta nie mają pola do popisu, jeżeli chodzi o dopasowanie odcienia odpowiedniego dla swojej cery.

Ja posiadam najjaśniejszy - numerek 203, jasny. Nie posiada pomarańczowych, różowych, ani żółtych tonów, jest beżowy i bardzo ładnie dopasowuje się do naturalnego odcienia mojej cery.


Krycie ma bardzo dobre - tuszuje wszystkie niedoskonałości. Nie radzi sobie z większymi zmianami na skórze, ale od czego jest korektor? :) Idealnie wyrównuje koloryt i wygładza cerę, co dla mnie jest istotną sprawą, bo mam trochę przebarwień. Pięknie matuje na długie godziny, w ciągu dnia potrzebowałam zazwyczaj tylko jednej poprawki. Nie ciemnieje na twarzy, nie roluje się, nie spływa, jest trwały.

Jak dla mnie jest to bardzo dobry podkład, do którego z pewnością będę wracać. Moja cera polubiła się z nim - nie zapchał, nie spowodował nowych wyprysków. Dla mojej mieszanej skóry jest świetny, za taką cenę z pewnością warto spróbować :)

MobileMix #1

Podpatrzyłam u innych blogerek taką serię postów. Lubię to oglądać i czytać, to taki skrót tygodnia, można się trochę o dziewczynach dowiedzieć i podpatrzeć, co robią :P

Więc i ja przygotowałam mój "tydzień w zdjęciach" :)


  1. Mój kotuś z wystającym zębem, którego nikt nie zauważa, tylko ja :D
  2. Makaron z sosem bolońskim. Ulubione danie mojego faceta, mógłby na okrągło jeść mój makaron.
  3. Lemoniada na ochłodę w te tropikalne upały.
  4. Zachód słońca i pomarańczowo - różowe niebo. Coś pięknego :)
  5. Leżing, smażing, opierdaling.
  6. Smutny miś od SampleCity.
  7. MY <3
  8. Włoskie pieczywo z bazylią, cebulą, papryką, serem żółtym i kiełbaskami.
  9. Tatuaż. Nie, nie mój. Ale taki chcę :)
P.S.
Zapraszam do polubienia mojego fanpejdża na Facebooku, dla aktywnych przewiduję upominki :)

Paznokcie: butelkowa zieleń i śliwka od Virtual

Postu paznokciowego dawno u mnie nie było, no bo z moimi paznokciami różnie bywa :P Raz są piękne, długie, mocne, twarde, a raz się łamią i rozdwajają. Teraz doprowadziłam je do takiego stanu, że najchętniej codziennie zmieniałabym kolor płytki :D Rosną jak na drożdżach i bardzo mnie to cieszy.

By the way, nie wiecie, jak radzić sobie z przebarwieniami płytki po lakierze? Pytałam na facebooku, ale nikt mi nie odpisał, więc piszę tutaj. Lakier z Avonu zrobił z moich pięknych, jasnych pazurów pomarańczowo-żółtą tragedię i nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Pomożecie?

A tymczasem zdjęcia i krótka recenzja dwóch cudeniek od marki Virtual - mini lakierów w kolorach bardziej jesienno-zimowych, niż letnich, ale nadal ładnych i "moich".



Opis produktu:


Mini lakiery marki Virtual to sprawdzony przepis na zdrowe, piękne paznokcie w olśniewających kolorach. Dzięki zaawansowanej formule, bogatej w wapń, witaminy A, E  i C oraz białko jedwabnika, doskonale wzmacniają i odżywiają płytkę paznokcia, która jest bardziej odporna na złamania, łuszczenie i rozwarstwienie. Lakiery są bardzo trwałe i odporne na odpryskiwanie i ścieranie, ładnie kryją, zapewniając nasycony kolor i długotrwały połysk już po pierwszej aplikacji. Praktyczna, miniaturowa buteleczka oraz bogata gama kolorystyczna sprawia, że jest to doskonały produkt dla kobiet lubiących eksperymenty z manicure i zabawy z kolorami. Lakiery są całkowicie bezpieczne w stosowaniu, nie zawierają szkodliwego toluenu oraz formaldehydu.



Cena: ok. 8 zł / 5 ml


Do testów dostałam dwa kolory - butelkowa zieleń to kolor 13, a śliwka z błyszczącymi drobinkami - 23. Mini lakiery są zamknięte w ładnych, standardowych buteleczkach o pojemności 5 ml, co dla mnie jest bardzo praktycznym rozwiązaniem. Mam pewność, że zużyję cały lakier, zanim zgęstnieje lub minie jego termin ważności. Pędzelek jest mały, dość wąski, bardzo dobrze rozprowadza się nim lakier po płytce i nie robi smug. Konsystencja nie jest za rzadka, ani za gęsta - nie rozlewa się po skórkach i nie utrudnia malowania.


Oba lakiery dość szybko schną, a dwie warstwy w zupełności wystarczą, aby uzyskać pełne krycie, bez prześwitów. Trwałość? Według mnie bardzo dobra. Przy normalnych codziennych czynnościach (mycie naczyń, sprzątanie itd) wytrzymały około 5 dni bez odprysków, i startych końcówek, nie odchodziły od paznokcia płatami.

Nie lubię lakierów z drobinkami, ale ten fiolecik przypadł mi do gustu. Za to zieleń będzie w sam raz na zimę, szczególnie w okresie świątecznym. Nie wiem jak jest z dostępnością tych lakierów, bo u mnie nigdzie ich nie widziałam, ale do wyboru mamy aż 40 kolorów, co jest dużym plusem :)

Jak Wam się podobają? :)

P.S.
Chcecie drugą część 50 faktów o mnie?
Przypomniało mi się kilka rzeczy, którymi chciałabym się z Wami podzielić :P



Viviean, Control Therapy - ulga dla problematycznej cery

Ostatnio szczęście mi sprzyja :) Wygrałam dwa opakowania serum Revitalift Laser X3, rozświetlacz Sun Beam z Benefitu, zakwalifikowałam się do dwóch akcji na SampleCity, zostałam wylosowana do sierpniowego testowania kosmetyków Eveline, nawiązałam kilka nowych współprac.. :) Będę miała o czym pisać! :D Teraz tylko pozostaje mi czekać na paczki.

Posiadaczki cer tłustych i mieszanych wiedzą, jak uciążliwe jest świecenie się i walka ze zmianami trądzikowymi. Gdy znajdziemy już krem, który wydaje nam się idealny, znowu zaczynamy szukać czegoś lepszego. Pamiętajmy o tym, że każda, nawet bardzo tłusta cera, potrzebuje odpowiedniego nawilżenia i nie należy jej zbytnio przesuszać, bo efekt może być odwrotny do oczekiwanego.

Znalazłam coś, co może Was zainteresować. Seria Viviean Control Therapy, produkowana przez firmę Abacosun, jest przeznaczona dla cer tłustych i mieszanych i ma pomóc nam uporać się z naszymi problemami.


ViViean, Control Therapy, Day Matifying Cream SPF 8
(Nawilżający krem matujący)

Nawilżający krem matujący o lekkiej konsystencji. Łatwo się wchłania, wpływa na odblokowanie porów i zapobiega przed przedwczesnym starzeniem skóry. Aktywne składniki, tioxolone bogaty w siarkę wraz z propolisem, który stanowi naturalny antybiotyk, regulują wydzielanie sebum, wpływają leczniczo na zmiany trądzikowe i dezynfekująco. 
Algi bogate w sole mineralne i witaminy z grupy B działają regeneracyjnie, łagodząco i pomagają utrzymać młodą, zdrową skórę. 
Aktywne składniki: kompleks Tioxolone, algi laminaria, algi fucus, propolis, olejek rozmarynowy, alantoina, kwas salicylowy. 

ViViean, Control Therapy, Night Cream
(Krem na noc)

Krem regeneracyjny na noc dla cer trądzikowych i tłustych. Doskonale się wchłania, pozostawiając uczucie świeżości, doskonałego nawilżenia i napięcia. Przyspiesza regenerację naskórka, wygładza skórę i pomaga odblokować pory. Działa antyseptycznie, goi stany zapalne i zapobiega przedwczesnemu starzeniu skóry. 
Kompleks Tioxolone bogaty w siarkę oraz propolis, który stanowi naturalny antybiotyk, regulują wydzielanie sebum, wpływają leczniczo i dezynfekująco na zmiany trądzikowe. Zestaw oligoelementów pomaga utrzymać zdrową, młodą skórę. 
Składniki aktywne: propolis, kompleks Tioxolone, aloes, wyciąg z cytryny, kwas salicylowy, kompleks: magnez, cynk, żelazo, miedź oraz olejki z wiesiołka i nasion soi, alantoina. 

Oba kremy kosztują w granicach 40 zł/50 ml.


Oba kremy są zapakowane w kartonowe pudełeczka, w których znajdziemy srebrno-przezroczyste słoiczki, bardzo trwałe i eleganckie, dodatkowo zabezpieczone przykrywką, która nie pozwala, aby kosmetyk wydostał się na zakrętkę. Konsystencję mają dość gęstą, a zarazem lekką - krem bardzo łatwo rozprowadza się na twarzy, szybko wchłania i nie zostawia tłustego filmu na skórze. Zapach jest delikatny, dość specyficzny, ale niedrażniący. W ogóle nie przeszkadzał mi podczas aplikacji, a chwilę po wchłonięciu był już niewyczuwalny.



Obu kremów używałam przez okres około 2 miesięcy. Chciałam opisać działanie obu kremów oddzielnie, ale postanowiłam, że opowiem Wam, jak przez ten czas zmieniła się moja cera. Kremu na dzień używałam raz dziennie - rano, po umyciu skóry żelem i przemyciu tonikiem, natomiast krem na noc nakładałam na twarz wieczorem, przed pójściem spać. Przypomnę, że jestem posiadaczką cery mieszanej, ze skłonnością do wyprysków, z zaskórnikami, świecącą się, z rozszerzonymi, widocznymi gołym okiem porami.

Przez 2 miesiące zauważyłam wiele zmian, oczywiście pozytywnych. Po około tygodniu pory były mniej widoczne, skóra wygładzona i dobrze nawilżona. Do tego stopnia, że strefa T zrównoważyła się z suchymi policzkami. Po pierwszym miesiącu zdecydowanie zmniejszyła się ilość zaskórników, a cera mniej się świeciła, po przypudrowaniu efekt matu utrzymywał się niemal cały dzień, co bardzo mnie zaskoczyło. Pod koniec kuracji ślady po trądziku były słabo widoczne, a ewentualne zmiany bardzo szybko się goiły.


Chciałabym, aby efekty były trwałe, bo byłam mega zadowolona z działania obu kremów, ale niestety, gdy słoiczki pokazały mi swoje dno, skóra wróciła do poprzedniego stanu.
Podsumowując - kremy są świetne, zdecydowanie warte swojej ceny, ale musimy ich używać dłuższy czas, aby efekty się utrwaliły, a nasza skóra wyglądała świetnie.

Spróbujecie? :)

P.S.
Zachęcam Was do wzięcia udziału w wymyślonym przeze mnie TAGu "Moja metamorfoza".
Szczegóły TUTAJ.


AddThis