Choć pogoda za oknem przywołuje na myśl raczej jesień, niż lato, staram się przywoływać słońce na różne sposoby. Chociażby przez utrzymywanie mojej skóry w złoto-brązowym kolorze :D Promienie słoneczne muskały mnie w te wakacje, sumując, może tylko przez 2 dni, ale staram się nie chodzić blada jak córka młynarza. Solarium odpada - nie lubię, nie chcę, nie będę niszczyć skóry. Zostają więc produkty samoopalające. Dziś o dwóch nowościach marki Eveline Cosmetics, które mogą być ciekawą opcją dla tych z Was, które mają problemy z nakładaniem tradycyjnych samoopalaczy.
Mowa o Rajstopach w sprayu i Arganowej mgiełce samoopalającej, które nieco się od siebie różnią.
Zacznijmy od rajstop. Już na początku napiszę Wam, że nie są to takie rajstopy, jakie ma w swojej ofercie m.in. Sally Hansen, czy od niedawna Lirene. Nie dają natychmiastowego efektu - jest on widoczny dopiero po kilku godzinach. Jest to kosmetyk w postaci rzadkiego, nietłustego płynu, który rozpylamy na skórze nóg i wsmarowujemy okrężnymi ruchami. Pachnie ładnie, kwiatowo i słodko, ale tylko do momentu, w którym zacznie się utleniać - wtedy niestety czuć typowy dla samoopalaczy smrodek :( Na szczęście nie jest on intensywny i bardzo uciążliwy, ale jednak go czuć.
Co do efektu - jestem bardzo zadowolona :) Kosmetyk ładnie rozświetla skórę, optycznie maskując wszelkie niedoskonałości. Nigdy nie przykładałam się specjalnie do jego równomiernego rozprowadzenia, a mimo tego, nie nabawiłam się smug, czy plam (no dobra, raz kapnęło mi na stopę, nie zauważyłam i chodziłam z brązowym plackiem przez tydzień :D). Opalenizna, jaką tworzą rajstopy w sprayu nie jest pomarańczowa, a niezwykle delikatna, brązowo-złota i wygląda bardzo, ale to bardzo naturalnie. Kosmetyk nie brudzi ubrań, a efekt utrzymuje się około 4-5 dni :)
Na początku byłam zadowolona z mgiełki. Opalenizna delikatna, naturalna, bez smug i zacieków. Ale gdy chciałam osiągnąć trochę mocniejszy kolor, po prostu nie dało rady... Musiałabym chyba psikać nią całe ciało 3 razy dziennie, żeby ładnie się zbrązowić. Oprócz tego, do obu produktów nie mam zastrzeżeń - nie powodują podrażnień, nie przesuszają (a wręcz nawilżają skórę), szybko się wchłaniają i nie brudzą ubrań.
I na koniec ciekawostka. Spójrzcie na zdjęcie powyżej. Po lewej mgiełka, po prawej rajstopy. Czy coś przykuło Waszą uwagę? Otóż... Składy obu produktów są identyczne. Nie, one nie są podobne. Są toczka w toczke takie same :) Wniosek nasuwa się sam - po co przepłacać, skoro można kupić jeden produkt i stosować go na całe ciało?
A jak już przy cenie jesteśmy, zarówno mgiełka, jak i rajstopy w sprayu kosztują 19,99 zł/150 ml, a kupić możecie je np. w Rossmannie (teraz promocja - 15,99 zł). I jak, skusicie się?
A jak już przy cenie jesteśmy, zarówno mgiełka, jak i rajstopy w sprayu kosztują 19,99 zł/150 ml, a kupić możecie je np. w Rossmannie (teraz promocja - 15,99 zł). I jak, skusicie się?
Być może kiedyś się skuszę, choć samoopalaczowy smrodek to coś, czego nie znoszę. Ale polityka firmy Eveline jest koszmarna. Tak samo wypuścili serum do rzęs Advance Volumiere (świetne jako baza pod tusz, to muszę przyznać) 3w1, a potem jeszcze 5w1 i 8w1, a to jest.... prawie to samo!! Różnica w składzie ledwie zauważalna, inne opakowanie... Trochę żenujące z ich strony jak dla mnie ;) I to obiecywanie cudów na kiju... Mam o firmie Eveline kiepskie zdanie, choć mają kilka produktów, do których chętnie wracam i będę wracać
OdpowiedzUsuńJa też lubię kilka ich produktów (np. odżywki do paznokci), ale trochę mi się nie podoba "8w1" praktycznie we wszystkich nazwach kosmetyków. Mają tanie kosmetyki, łatwo dostępne, ale szary konsument idący do pierwszej lepszej drogerii może się nie znać na składach i kupić dwie takie same rzeczy, tylko w innej szacie graficznej...
UsuńCo do smrodku - jest delikatny i słabo wyczuwalny, ale jednak jest :)
Zastanawiam się która firma jest lepszym bajkopisarzem, Bielenda czy Eveline :D Obie zawsze obiecują tyle rzeczy, jakby te produkty miały nas upiększyć, a oprócz tego jeszcze ugotować obiad i posprzątać mieszkanie :D A te opisy na ogół wcale nie są współmierne do składu, który bywa fatalny, a działanie złudne - np. balsamy czy peelingi z parafiną, które dają złudzenie super nawilżonej skóry. No ale tak jak mówisz, szary konsument jak nie wie, że to to samo, to kupi... Dlatego cieszę się, że blogowanie otworzyło mi oczy na pewne rzeczy :)
UsuńBielendę lubię bardziej, niż Eveline, choć tak jak mówisz, obie firmy to bajkopisarze :D Być może dlatego, że jeśli chodzi o Bielendę, nie trafiłam jeszcze na tyle bubli, co z Eveline.
UsuńDenerwuje mnie tylko, że wycofują dobre produkty, zastępując je dużo gorszymi wersjami - mam tu na myśli np. krem CC do ciała. Był super, wycofali, zastąpili czymś z kapsułkami, które się mazia i robi efekt wiejskiej dyskoteki na ciele :(
Dla mnie chyba są równe sobie, no ale w każdej z nich mam też takie produkty, które polubiłam (wśród wielu bubli) i na pewno będę kupować, więc nie psioczę, bo mi na złość wycofają i co wtedy :D Ale co do tego wycofywania to współczuję, znam to uczucie, kiedy coś bardzo lubisz (i nawet jest hitem dla większości blogosfery :P), a tu nagle klops, producent wie lepiej co jest lepsze. Ale to wielu producentów lubi :/
UsuńNa przykład Revlon Colorstay, czy Jantar zyskały sobie wiele zwolenniczek. Wprowadzili nowe wersje i dupa... :( Nie wiem tylko, co tacy producenci mają na celu - po co poprawiać coś, co jest idealne?
UsuńKurde, czytasz mi w myślach :) Zdecydowanie wolałam starego Revlona, a stary Jantar czynił u mnie cuda, podczas gdy nowy nie zrobił NIC. Dodam jeszcze odżywkę Isany z babassem, którą zamienili na jakieś niebieskie byle co. Podobno płatki Lilibe to teraz Isana, jestem ciekawa czy to będą te same płatki .........
UsuńA co do poprawiania czegoś co jest idealne, tak mi żartem przeszło przez myśl, że my to robimy codziennie, malując się :D
UsuńPodpisuję się pod Twoim ostatnim komentarzem rękami i nogami, tym samym kończąc dyskusję na ten temat :D :D :D
Usuń:D
UsuńJako fanka Eveline do tej pory, kiedy zobaczyłam te same składy w obu produktach tak szacun do tej marki z mojej strony zmalał. Oba te produkty nie spodobały mi się do tego stopnia by ponownie po nie sięgnąć. Po co wypuszczać dwa niby różne produkty mające te same składy? zawiodłam się nie ukrywam...nie skreślam jednak tej marki, ale będę czujna co używam.
OdpowiedzUsuńTo się nazywa robienie konsumentów w jajo... :(
UsuńMango Mania, tak samo jest w przypadku odżywek do rzęs, pisałam wyżej :) Niestety Eveline lubi taką praktykę...
UsuńCzytałam, ale widzisz nie używałam ich odżywek więc nie wiedziałam, ale teraz po tych mgiełkach samoopalających biorę markę pod lupę:) a nie ukrywam, bo lubiłam Eveline. Czytałam już kilka recenzji o tych mgiełkach i dziewczyny nie zwracały uwagi na składy, czyżby nie widziały, że to identyczne produkty?
UsuńOstatnio zauważyłam, że coraz mniej blogerek przy recenzjach bierze pod uwagę składy. A wystarczyłoby tylko zrobić zdjęcie obu etykiet, tak jak ja :) Rozumiem, że nie każdy się na tym zna, ale na pewno w komentarzach byłby odzew.
UsuńZgodze sie z Toba w kwesti interesowania sie skladami. Ostatnio bylam swiadkiem, gdzie komentujaca uzytkowniczka zwrocila uwage na filtr przenikajacy wiec odpada taki produkt. Autorka odpowiedziala jej,ze zawsze moze kupic z wiekszym filtrem i ona nie widzi problemu bo jej niski odpowiada. Bylam w lekkim szoku bo od osoby, ktora jezdzi na spotkania, ma wspolprace i prawie tysiaka obserwatorow wymagac sie powinno chociaz minimalnej wiedzy. Nawet jesli nie w poscie to zainteresowac powinna sie przed odpisaniem osobie odwiedzajacej.
OdpowiedzUsuńA co Eveline - lekki szok! Nie ma jak robic ludzi w bambuko!
Pozdrawiam,
SAS
Nie zawsze statystyki i ilość współprac świadczy o poziomie zarówno wiedzy blogerki na temat składów, jak i rzetelności recenzji. Ja zawsze przed opublikowaniem posta, staram się poszukać chociaż podstawowych informacji na temat głównych składnikow - ekspertem nie jestem, ale coś tam wypadałoby wiedzieć :) Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam! :*
UsuńSprytne spostrzeżenie,nie każdy czyta skład a to jest błąd.Pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńNie skuszę się na te kosmetyki raczej na pewno :-)
OdpowiedzUsuńA co do składów, ja staram się je czytać, chociażby po to, by zobaczyć czy producent nie przesadza czasem z chwaleniem swojego produktu, np tu niby taki naturalny, a w składzie sama chemia :-/
Mnie rozwalają chociażby etykiety soków - na pół kartonu 100%, a drobym drukiem "owocowy"... :D
Usuńnieźle z tym składem ;) nie ma to jak ludzi nabierać inną nazwą ;)
OdpowiedzUsuńGustowne bikini, I like it!
OdpowiedzUsuńDobre jaja z tym składem :D Już ktoś kiedyś właśnie zwrócił na to uwagę, ale nie mogę sobie przypomnieć kto. Miałam mgiełkę do ciała, ale nie miałam rajstop więc sama porównać nie mogłam, ale naprawdę śmiać mi się z tego chce. Marka strasznie poszła na łatwiznę. Ciekawe czy inne ich produkty są robione na podobnej zasadzie, np ewentualnie ze zmianą jednego czy dwóch składników. :]
OdpowiedzUsuńMyślałam, że te rajstopy to jest coś podobnego do Sally Hansen. Ale widzę, że to zwykły samoopalacz. Raczej nie sięgnę po niego.
OdpowiedzUsuńFaktycznie składy są identyczne, wcześniej nie zwróciłam na to uwagi :) Miałam ochotę na te rajstopy, ale chyba nie ma różnicy który produkt wybiorę :)
OdpowiedzUsuńJa takich produktów nie używam, nie opalam się niczym :p
OdpowiedzUsuńA to dziady jedne;) Ostatnimi czasy Eveline mnie od siebie odrzuca. Sama nie wiem czemu...
OdpowiedzUsuń