O nowej serii kosmetyków przeciw wypadaniu włosów wspominałam Wam przy okazji Akcji Zapuszczanie (której miesięczna aktualizacja pojawi się na dniach). Szampon i serum łopianowe elfa Pharm kupiłam z myślą właśnie o wspomaganiu wzrostu, ale jak wiecie, z nadmiernym wypadaniem też mam problem, więc fajnie, że to takie 2w1. Nie pokładałam w nich dużych nadziei, bo moje włosy (a raczej skóra głowy) są bardzo odporne na różne wspomagacze i za cholerę nie chcą rosnąć choć odrobinę więcej, niż normalnie. Są nowością na rynku i były stosunkowo tanie, więc bez namysłu wrzuciłam oba do koszyka ;)
Zarówno szampon, jak i serum, są zamknięte w ciemnych, wygodnych i poręcznych butelkach, dodatkowo zapakowanych w kartoniki opatrzone wszystkimi potrzebnymi informacjami. Przyznam, że szata graficzna cieszy oko - jest prosta i przejrzysta. Opakowania są solidne i dobrze wykonane. Mam tylko jedno zastrzeżenie. Czcionka na etykietach jest tak mała, że nawet aparat miał problem, żeby wyostrzyć składy, więc w drogerii możemy mieć problem z ich odszyfrowaniem.
Atomizer w butelce z serum jest bezawaryjny i rozpyla odpowiednią ilość kosmetyku. Plusem jest fakt, że możemy aplikować je bezpośrednio na skórę głowy (wiele wcierek ma zwykły otwór z nakrętką i trzeba je przelewać do innych butelek). Szampon też wydobywa się wygodnie (mimo tego, że jest bardzo gęsty), a butelka nie wyślizguje się z rąk. Oba kosmetyki pachną bardzo intensywnie, świeżo i ziołowo - nie każdemu ten zapach może przypaść do gustu, ale ja go nawet polubiłam ;) Przejdźmy do działania:
SZAMPON
Bardzo dobrze się pieni i jest mega wydajny. Butelka wydaje się mała, ale przez miesiąc używałam szamponu prawie codziennie, a zostało go jeszcze na 4-5 myć. Doskonale radzi sobie ze zmywaniem olejów, oczyszcza włosy, a przy tym nie plącze ich i nie wysusza. Wręcz przeciwnie - lekko wygładza i ułatwia rozczesywanie. Niestety, jego działanie nie jest na tyle świetne, żeby nie wymagało późniejszego nałożenia odżywki. Patrząc na skład, nie jestem tym wcale zdziwiona :) Znajdziemy tam pełno ekstraktow roślinnych, które w połączeniu z chemicznymi środkami myjącymi zazwyczaj dają na mojej głowie mało spektakularny efekt.
SERUM
Tutaj z wydajnością jest trochę gorzej, bo przy używaniu go zgodnie z zaleceniami producenta (3-4 razy w tygodniu na noc, po myciu głowy), butelka sięgnęła dna już po 3 tygodniach. Aplikacja była bezproblemowa i przyjemna - po wmasowaniu kosmetyku w skórę czuć było delikatny chłód i mrowienie. To znak, że działa! Skład jest zdecydowanie lepszy, niż w przypadku szamponu. Praktycznie same naturalne, roślinne ekstrakty - bardzo mnie to cieszy, szczególnie biorąc pod uwagę niską cenę tego kosmetyku. Nie obciąża włosów i nie wspomaga przetłuszczania.
Czy oba te kosmetyki zmniejszyły ilość wypadających włosów? TAK. Na szczotce podczas czesania pojawia się ich o wiele mniej, podobnie jak podczas mycia. Pod tym względem nie mam zastrzeżeń co do działania szamponu i serum.
Czy przyspieszyły wzrost włosów? NIE. I tu jestem zawiedziona, bo głównie na to liczyłam. Co prawda w miesięcznych pomiarach wyszło mi o 2 mm więcej przyrostu, niż normalnie, ale spodziewałam się czegoś więcej. Zauważyłam trochę nowych baby hair, ale nie wiem, czy to zasługa serii łopianowej, czy picia skrzypokrzywy.
Podsumowując: serum i szampon są niedrogie i mogą zdziałać cuda, jeżeli chodzi o zmniejszenie wypadania włosów - w tym przypadku szczerze je polecam. Jeżeli jednak liczycie na szybki wzrost, nie łudźcie się, bo raczej nie pomogą ;)
U mnie na wypadanie bezbłędnie pomógł ich olejek łopianowy z olejkiem z drzewa herbacianego aplikowany codziennie na 30 minut na skalp :) No i po czasie widzę też nowe baby hair :))
OdpowiedzUsuńMuszę się rozejrzeć za tym olejkiem, kiedyś go miałam ale w starej wersji ;)
UsuńZestaw wygląda całkiem przyzwoicie ;) Z szybkim wzrostem włosów nie mam problemów, lecz gorzej już z wypadaniem, więc na pewno przyjrzę się bliżej temu duetowi. ;)
OdpowiedzUsuńJa się męczę z dwoma tymi problemami niestety, choć ostatnimi czasy jest troszkę lepiej ;)
UsuńTo serum z chęcią wypróbuję.
OdpowiedzUsuńJak gdzieś znajdę to pewnie sięgnę po serum, bo szamponów mam aż nadto :)
OdpowiedzUsuńJa szampony zużywam bardzo szybko, więc zapasy uzupełniam regularnie ;)
UsuńTa seria jest dostępna w drogeriach Natura :P
Jak pomaga na wypadanie to z chęcią spróbuję: ))
OdpowiedzUsuńSkoro nie przyspieszają wzrost włosów to raczej po nie nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńWydajnością jednego produktu to mnie zaskoczyłaś. :p
dziś wlosowelove mi mówiła o nim - serum :) możliwe, że się rozejrze za nim. .. dziś kupilam eliksir radicalmed ale nie wiem jak będzie skutkowało
OdpowiedzUsuńOoo, a gdzie kupić Radical Med? Może wypróbuję ;)
UsuńSzkoda, że nie przyspiesza porostu. Na to liczyłam :)
OdpowiedzUsuńJa też :( I trochę się zawiodłam..
UsuńJa niedługo planuję wrócić do Jantara, miałam dzięki tej wcierce mnóstwo baby hair :)
OdpowiedzUsuńJantara używam obecnie, liczę na większy przyrost ;)
UsuńNo to trzymam kciuki :)
UsuńJeśli jakiś kosmetyk jest do włosów wypadających to ja muszę go mieć także zapewne skuszę się na nie :)
OdpowiedzUsuńJeśli masz problem z wypadaniem włosów proponuję sięgnąć po zwykle siemię lniane. Gotujesz aż do powstania glutka, który potem nakladasz na 30 min na włosy. Działa niemalże od razu. Oczywiscie trzeba odcedzic z ziarenek najlepiej. Wlosy stają się mocniejsze i zdroesze no i siemie nie zawiera chemii tak jak kosmetyki z elfy...
Usuńzaciekawiły mnie te produkty, bo mam spory problem z wypadaniem włosów
OdpowiedzUsuńMoże się zdecyduję:)
OdpowiedzUsuńByłam ogromnie ciekawa tego serum, więc z przyjemnością przeczytałam recenzję. Najbardziej obawiałam się, że może wzmagać przetłuszczanie, ale jeśli tego nie robi, zdecydowanie muszę nabyć :)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz spotykam się w tymi kosmetykami... :)
OdpowiedzUsuńSerum niestety mi przesuszyło włosy:(
OdpowiedzUsuńA stosowałaś je tylko na skalp, czy na dlugość też?
UsuńKupiłam szampon, zobaczymy......
OdpowiedzUsuńDzieeczyny to straszny shit jest: Sodium Lauryl Sulfate, Sodium Laureth Sulfate, Ammonium Lauryl Sulfate, Sodium Myreth Sulfate, Laurylosiarczany sodu, Sodium Lauryl Sulfate (SLS), Sodium Laureth Sulfate (SLES) - detergenty syntetyczne, które z środków do odtłuszczania, mycia urządzeń i pomieszczeń wylądowały w kosmetykach dla ludzi. Powodują przesuszenie się skóry, zaburzenia wydzielanie łoju i potu, upośledzenie czynności gruczołów, podrażnienia skóry, świąd i wypryski, plamy, guzki zapalne i cysty ropne, podrażnienia oczu i zapalenie spojówek, oraz nieżyt nosa. Mają umiejętność przenikania do całego organizmu i uszkadzają układ nerwowy i układ odpornościowy skóry. Mogą mieć działanie rakotwórcze poprzez zanieczyszczenie dioksanami. Wpływają również negatywnie na kondycję włosów uszkadzając ich osłonki, oraz powodując ich łamliwość i rozdwajanie.
OdpowiedzUsuńDzieeczyny to straszny shit jest: Sodium Lauryl Sulfate, Sodium Laureth Sulfate, Ammonium Lauryl Sulfate, Sodium Myreth Sulfate, Laurylosiarczany sodu, Sodium Lauryl Sulfate (SLS), Sodium Laureth Sulfate (SLES) - detergenty syntetyczne, które z środków do odtłuszczania, mycia urządzeń i pomieszczeń wylądowały w kosmetykach dla ludzi. Powodują przesuszenie się skóry, zaburzenia wydzielanie łoju i potu, upośledzenie czynności gruczołów, podrażnienia skóry, świąd i wypryski, plamy, guzki zapalne i cysty ropne, podrażnienia oczu i zapalenie spojówek, oraz nieżyt nosa. Mają umiejętność przenikania do całego organizmu i uszkadzają układ nerwowy i układ odpornościowy skóry. Mogą mieć działanie rakotwórcze poprzez zanieczyszczenie dioksanami. Wpływają również negatywnie na kondycję włosów uszkadzając ich osłonki, oraz powodując ich łamliwość i rozdwajanie.
OdpowiedzUsuń