Naturalne glinki goszczą w mojej łazience już od dawna, głównie ze względu na to, że są w 100% naturalne i pozbawione chemii, a poza tym świetnie oczyszczają skórę twarzy i pomagają leczyć trądzik. Zazwyczaj sięgałam po zieloną (ze względu na jej przeznaczenie - cera tłusta, trądzikowa), ale potem zaczęłam testować inne. Pojawiła się glinka biała, ghassoul, aż w końcu zdecydowałam się na czerwoną.
Czerwona glinka szczególnie dobrze wpływa na cerę tłustą i mieszaną, a jednocześnie wrażliwą (mimo, że na opakowaniu jest napisane co innego - "do cery naczynkowej i normalnej"). Jest najczęściej stosowana w przypadkach łagodzenia objawów trądziku różowatego - od razu napiszę, że ja takiego nie mam. Ale trądzik towarzyszy mi od paru ładnych lat, a cera po stosowaniu różnych specyfików, mających ten trądzik zlikwidować, zrobiła się wrażliwa i skłonna do podrażnień.
Mam porównanie do dwóch innych glinek od Nacomi, więc śmiało mogę napisać, że Glinka Czerwona najlepiej łączy się z wodą. Ma konsystencję jedwabiście gładkiego, drobno zmielonego proszku, co zdecydowanie ułatwia przygotowanie maseczki :) Jeżeli chodzi o zapach, jest typowy dla glinek. Mineralny, naturalny, ale delikatny i niewyczuwalny na twarzy.
Na początku maseczkę przygotowywałam na oko - trochę glinki, trochę wody. Często jednak zdarzało mi się, że gotowa papka była za rzadka, więc musiałam dosypywać proszku. A potem okazywało się, że gotowej maseczki wystarczy co najmniej na 3 twarze :) Metodą prób i błędów doszłam do tego, że na jeden raz wystarczy 1 łyżka glinki i 1 łyżeczka wody - zazwyczaj w takich proporcjach konsystencja była idealna.
Pamiętajcie, że glinek nie można rozrabiać w metalowych naczyniach! Używajcie plastikowych, silikonowych, szklanych, lub porcelanowych miseczek.
Gotową papkę nakładałam palcami, dokładnie na całą twarz, omijając okolice oczu i zostawiałam aż do momentu, gdy glinka zaczynała zasychać, czyli przez jakieś 8-10 minut. Przez ten czas, gdy maseczka zasychała i tworzyła skorupę, nic nie mówiłam, nie jadłam i nie piłam. W przeciwnym wypadku wszystko zaczęłoby się kruszyć, a mnie towarzyszyłoby nieprzyjemne uczucie ściągnięcia. Po upływie określonego czasu, wszystko zmywałam ciepłą wodą - nie było to problematyczne, ale wymagało trochę cierpliwości.
Twarz po użyciu maseczki z czerwonej glinki była za każdym razem dokładnie oczyszczona, rozjaśniona, matowa i gładka. W żadnym wypadku nie podrażniała, a wręcz przeciwnie - wszystkie podrażnienia i zaczerwienienia były złagodzone, a zmiany trądzikowe mniej widoczne. Jest jedną z łagodniejszych glinek, a mimo tego, świetnie radzi sobie z oczyszczaniem problematycznej cery. Oprócz tego zaskoczyła mnie swoją wydajnością. Mimo regularnego używania, jej ubytek jest niewielki.
Czerwoną glinkę od Nacomi możecie kupić w sklepie biokram.pl, a opakowanie o pojemności 200g kosztuje tylko 24zł. Kliknięcie w obrazek poniżej przeniesie Was bezpośrednio na stronę produktu:
Używałyście czerwonej glinki? Jakie są Wasze doświadczenia?
Uwielbiam czerwoną glinkę ! ;)) Świetnie rozjasnia i dzięki niej pajączki stają się mniej widoczne ;)
OdpowiedzUsuńRównież bardzo lubię glinki. Czerwonej jeszcze nie miałam, ale mam różową (czyli mieszankę białej i czerwonej) i również jest bardzo fajna, ale zapewne dużo łagodniejsza niż czysta czerwona. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam glinki, dlatego czuję się nią mocno zainteresowana :)
OdpowiedzUsuńJa używam glinki zielonej na zmianę z gassoul i bardzo je sobie chwalę, ale też mam problem z proporcją, przy przygotowywaniu mieszanki. Przetestuję te podane przez Ciebie w poście - może też mi się sprawdzą. ;)
OdpowiedzUsuńPrzez ostatnie miesiące używałam sporo glinek, ale czerwonej nie miałam jeszcze przyjemności.Pora to zmienić ;)
OdpowiedzUsuńMnie samodzielne mieszanie glinek doprowadza do szaleństwa...;)
OdpowiedzUsuńZainteresowała mnie ta glinka, chyba się na nią skuszę :)
OdpowiedzUsuńŚwietna :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam czerwoną glinkę i zieloną. Na moją twarz działają rewelacyjnie :) Musze tylko uważać, żeby nie aplikować ich w godzinach wizyt Pana Listonosza, bo raz już się mnie wystraszył! ;)
OdpowiedzUsuńZnam ten ból.. Parę razy zdarzyło mi się nałożyć glinkę na twarz, a tu nagle dzwonek do drzwi i listonosz z paczką :D
UsuńJa już tyle razy przestraszyłam listonosza, kuriera i wielu innych ludzi, że przestałam się przejmować :D
UsuńLubie glinki, więc z chęcią bym tą wypróbowała:)
OdpowiedzUsuńczerwonej nie miałam, ale lubię glinki mega :D
OdpowiedzUsuńczerwona glinka to moja ulubiona glinka ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam glinki, a szczególnie zieloną :)
OdpowiedzUsuńsłyszałam o niej sporo dobrego ;)
OdpowiedzUsuńmam cerę naczynkową, więc powinnam się nią zainteresować :)
OdpowiedzUsuńMam glinkę czerwoną z innej marki i bardzo ją lubię :) A markę Nacomi uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńooo wlasnie taka rozjasniajaca by mi sie przydala ;)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię tą czerwoną glinkę ;))
OdpowiedzUsuńCzerwona glinka leży u mnie i się jeży - muszę się w końcu za nią zabrać :) Mam jakąś rosyjską, która polecana była przede wszystkim do włosów, więc pewnie tak też jej spróbuję.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, A
Od Nacomi to mogę wyłącznie polecić kwasy bo mają świetne - szczególnie ten salicylowy i hialuronowy. Chyba najlepsze na rynku
OdpowiedzUsuń