Jak na chwilę stałam się Hannibalem Lecterem, czyli moja przygoda z firmą Dermo Pharma.

Na początek kilka słów wprowadzenia w przygodę, którą Wam dzisiaj opiszę. Mam nadzieję, że taka forma recenzji przypadnie Wam do gustu, a także spodoba się producentowi, ponieważ biorę udział w konkursie na najciekawszy sposób wyrażenia swojej opinii na temat kosmetyków Dermo Pharma i walczę o jedną z głównych nagród.

Z pewnością znacie postać Hannibala Lectera, seryjnego mordercy, niezwykle inteligentnego, któremu udaje się uciec od wymiaru sprawiedliwości i wdać się w romans z Clarice, studentką próbującą rozwiązać tajemnicę morderstw. Czy i ja byłam tak, jak on, "po drugiej stronie maski"? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie na końcu wpisu.







Aby się o tym przekonać, musiałam swoją cerę poddać zabiegowi, składającemu się z dwóch etapów. Pierwszym z nich było nałożenie na twarz peelingu enzymatycznego, mającego za zadanie oczyścić moją skórę, zregenerować ją i pobudzić proces odnowy komórkowej.

Produkt miał dość gęstą konsystencję, która jednak ułatwiała jego rozprowadzanie na twarzy. Jego zapach przeniósł mnie wspomnieniami do czasów dzieciństwa. Przypomniał mi o syropie Pyrosal, który, gdy byłam mała, pochłaniałam litrami, z racji, że często chorowałam. Mimo tego, woń peelingu jest bardzo przyjemna, podczas obu aplikacji nie drażniła mojego nosa. Na moją cerę wpłynął bardzo dobrze. Wygładził ją, wyraźnie oczyścił, zmniejszył podrażnienia i przygotował do drugiego etapu - nałożenia maski Kompres 4D.





I tutaj zaczyna się prawdziwa przygoda. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z tego typu maseczkami. Wcześniej używałam tylko tych typu peel-off, samowchłaniających się, lub robiłam je sama, z naturalnych składników, a potem zmywałam. Ta jest zupełnie inna. Jak sama nazwa wskazuje, jest to kompres, nasączony płynem z aktywnymi składnikami, tj. ekstraktami z oczaru wirginijskiego, żeńszenia, liści i kory wierzby białej, aloesu, pomidora, oraz witaminą E. Płynu jest dość dużo, maska jest nim aż za dobrze nasączona, więc warto odczekać, aż kilka kropel z niej spłynie, zanim nałożymy ją na twarz, bo potem możemy mieć mokrą całą szyję i dekolt.

Jeżeli chodzi o jej kształt, do mojej twarzy dopasował się idealnie. Nie miałam problemu z jej nałożeniem. Co prawda, jak widać na zdjęciu, w okolicach brody się odklejała, ale nie miało to wpływu na jej działanie, bo cała twarz była dokładnie pokryta płynem. Jej zapach, podobnie jak peelingu, również był w miarę przyjemny, nie było czuć w nim chemii.

Przepraszam za groźną minę, ale maseczka uniemożliwiała mi jakąkolwiek mimikę twarzy
I teraz podsumowanie, czyli odpowiedź na pytanie. Czy byłam "po drugiej stronie maski"? TAK.
Zarówno peeling, jak i maseczka, wpłynęły zbawiennie na moją skórę, która po całym, dwuetapowym zabiegu, wyglądała zupełnie inaczej. Przebarwienia zmniejszyły się, cera była dobrze nawilżona, rozświetlona, a przy tym oczyszczona, wyglądająca na zdrowszą.

Aplikacja maski była prosta, nałożyłam ją na twarz i próbowałam nie robić żadnych min, żeby jej po drodze nie zgubić, wracając do codziennych zajęć. Po chwili zapomniałam, że mam ją na twarzy. Przez 20 minut wyglądałam jak Hannibal Lecter, czułam się tak jak on (nie byłam jednak żądna krwi, tylko ładniejszej cery), a zyskałam piękną i gładką skórę twarzy. Czy warto? Zdecydowanie tak. Zarówno peelingi, jak i maseczki, są jeszcze w innych wersjach, więc można je dopasować do rodzaju cery, a ich ceny nie przekraczają 10 zł.

Z pewnością poszukam ich w drogeriach i przetestuję inne rodzaje.

Do historii Hannibala nawiązałam, zainspirowana wpisem Ewy.



15 komentarzy:

  1. Miałam ten peeling i maskę kompres oczyszczającą. Recenzje już także dodałam. Peeling enzymatyczny tej firmy jest jak dla mnie beznadziejny ! Maska kompres działa i o niebo lepsza w rezultatach.

    A ta historia z Hannibalem - podobną historię czytałam u Ewy na blogu..

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię takie recenzje :-) wiesz gdzie można kupić te specyfiki?

    OdpowiedzUsuń
  3. Śmiesznie to wygląda. Nie miałam jeszcze okazji wypróbować maski-kompresu, bo trochę odstrasza mnie cena. Teraz chyba jednak ciekawość weźmie górę. Muszę tylko poszukać innego wariantu, bo jestem uczulona na oczar ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Przerażają mnie te maski he he. Właśnie z Hannibalem mi się kojarzą. :p

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeszcze nie używałam tego typu masek ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mogłabyś iść na mecz ;P Fajnie, że przebarwienia się zmniejszają.

    OdpowiedzUsuń
  7. Boję się Ciebie Justynko... :)

    Zawsze mnie to zastanawiało czy oni mieli ten romans czy nie? Czy to tylko taka gra była między nimi.

    Teraz muszę pokombinować ze swoją historią i maską...

    Miłej niedzieli :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Widziałam kiedyś te maski w sklepie, ale się nie skusiłam :)
    Teraz żałuję :P

    OdpowiedzUsuń
  9. też taką ostatnią wygrałam, i też tak wyglądałam :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Używałam tego peelingu i maski polecam,zadziwiająco dobre efekty daje! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Już wcześniej czaiłam się na te maseczki, teraz tylko trzeba poszukać je w sklepach.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeszcze nie używałam tych produktów, ale może może kiedyś ;)
    Ps. zapraszam na rozdanie :
    http://wikimiss.blogspot.com/2012/12/rozdanie-nr1.html

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja mam maskę Mooya i w końcu muszę ją wypróbować :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Trzeba wypróbować jak tylko taką znajdę

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz! Każdy czytam i na każdy staram się odpowiedzieć :)

AddThis